Witaj guzia. To przykre, że Twoją rodzinę też dotknęła ta choroba. Na pewno ktoś na forum udzieli Ci pomocnych wskazówek.Ogólnie nowotwory płuc nie rokują dobrze, tym bardziej, że są przerzuty. Wszystkiego dobrego Wam życzę, dużo wytrwałości
Witam! Żal mi Ciebie i też najchętniej bym Cie przytuliła. Wiem przez co przechodzisz, choć u mojego Taty było trochę inaczej, szybciej...Ja nie wiedziałam jak rozmawiać z Tatą i po prostu byłam i starałam się jakoś ulżyć - tlen, zrobienie kisielku, czy herbaty. Tylko tyle...
.teściowa w zasadzie ucina rozmowę mówiąc że ona wierzy że będzie dobrze i tak trzeba myśleć, nie ma co się martwić na zapas,
, oczywiście członkowie mojej rodziny też cały czas mówią, że będzie dobrze. Najbardziej martwię się o tatę, wie jakiego mama ma raka, ale słyszy tylko to, co chce usłyszeć nawet od onkologa.Mnie się zdaje, że to w pewnym rodzaju ich obrona, boją się przyjąć prawdę do wiadomości.
Gdy moja mama zachorowała i wykryto już przerzut do wątroby i żeber a na wypisie było "meta" i "osteoliza" to tylko ja wiedziałem co to do końca oznacza i jak bardzo jest źle. Mój tata nawet po przerwaniu chemii u mamy myślał, ze zostanie wznowiona. A ja wiedziałem, że chemia była nieskuteczna choć chwilami nie mogłem się z tym pogodzić. Guz się powiększył, połamał żebra (ból nie do wytrzymania). Jak podawałem jej sevredol to nie mówiłem, że to morfina tylko różowe tabletki przeciwbólowe. W końcu mamie powiedziałem że może być ciężko wyleczyć tą chorobę. Nie powiedziałem jednak mamie, że nie damy rady. Tacie powiedziałem, ze mama umrze. Ale jak mu to powtarzałem to za każdym razem wyglądał na zaskoczonego. Na 1,5 miesiąca przed śmiercią mama sama powiedziała, że wie że niedługo umrze. Powiedziała to Tacie, nie mi. Wiedziała, ze wiem. Mówiła: Ty wiesz, ale mi nie powiesz...
Guzia! Dobrze, że tatę nie boli. Uwierz mi, że ból w tej chorobie może być nie do wytrzymania dla chorego i rodziny. Dużo sił życzę, dużo sił!
jak tylko tato zachorował koleżanka z pracy której mama zmarła z powodu choroby nowotworowej powiedziała mi że gdy ktoś z bliskich ma nowotwór to wtedy choruje cała rodzina, wszyscy w domu i tak jest..... oczywiście nie fizycznie ale nie da się podzielić życia na pół i to kiedy myślimy o chorobie i kiedy nie........bo nawet siedząc w pracy myślę co dzieje się z tatą, czy nie ma kolejnego ataku, czy wstał z łóżka, co dzisiaj sie wydarzy.......siedzi we mnie taki podskórny strach - uczucie niepewności i najgorsze co może być - BEZRADNOŚĆ że nic już nie można zrobić a tylko być, podać leki, ugotować coś dobrego co tato lubi i tyle.................
My walczyliśmy z nowotworem u mojego taty równo przez 1 rok.Rak drobnokomórowy płuca lewego...
w Marcu dowiedzieliśmy się, że tata ma przeżuty do mózgu.
Pani doktor powiedziała, że wielkanoc to jego ostatnie święta..
Nie chciała wierzyć, ale niestety tata odszedł 24.05.
Nie możesz obwiniać siebie o reakcję organizmu. Człowiek, który zdaje sobie sprawę, że już nic nie moze zrobić podświadomie stara się uciec od najgorszego..uciec od myśli, które są gdzies chowane w głowie..uciec od myśli, że to koniec.
Ja własnie tak miałąm..podtrzymywałam tatę na duchu, on do końca walczył, nie pokazywał bólu... chciał być obecny na moim weslu, które miało odbyć się w Sierpniu..planował, wierzył i robiłwszystko aby wyzdrowieć..
Rak go pokonał, ale mój tata pokazał mi co to znaczy walczyć..nie poddał się. Był zawsze i jest moim bohaterem.
Ja starałam się być silna jak tylko mogłam, ale pod koniec nie dawałam rady...patrzenie na jego oczy, które były coraz bardziej nieobecne sprawiało,że każdy dzień był męką.
Chcialam go zatrzymac jak najdłużej, ale widziałam jego cierpienie.
Pisze o tym wszystkim ponieważ pod koniec jego choroby, jak już wiedzieliśmy, że tata odejdzie ten czas był najgorszy..
nikt nie chciał aby umieral, aczkolwiek wiedzieliśmy, że to się niedługo stanie...
oczekiwanie tego najgorszego.. . to uczucie było fatalne..
Jak zadzwonił telefon ze szpitala to z jednej steony poczułam pustkę, żal..ale te uczucia towarszyszyły mi od momentu kiedy dowiedziała się jaka była diagnoza..potem odczułam ulgę..
I tego uczucia się wstydziłam.
Minęło już pół roku.. i pisze do tych wszystkich, którzy czują te same uczucia, któr emi wtedy towarszyszyły.
To normalne..wszyscy chcemy dobrze dla naszych ukochanych, chorych bliskich... jesteśmy tylko ludzmi i nie jesteśmy w stanie zapanować nad uczuciami, które nas nachodzą.
Nie wstydzcie się...tak to po prostu wygląda...
Dzisiaj tak bardzo mi go brakuje..jego głosu, spojrzenia, poad i miłości...
dał mi wszystko a nawet jeszcze więcej..
Nie nawidze tej choroby, ale tak miało być...
Trzymam kciuki za wszystkich, którzy są teraz w tym tragicznym okresie.
Korzystajcie z każdego dnia, róbcie zdjęcia, nagrywajcie filmy i mówcie jak najwięcej bliskiej osobie o tym jak ją kochacie...
Powodzenia!
Dziękuję Wam Kochani za wszystkie miłe słowa, za to, że mogłam tu się wyżalić, wygadać, że zawsze otrzymywałam od Was odpowiedzi na dręczące mnie pytania i że po prostu jesteście....
dziś był pogrzeb Taty.......to wszystko działo sie jakby obok mnie......jeszcze nie wierzę że Taty nie ma tutaj z nami ale wierzę że tam z Góry patrzy na nas i będzie się nami opiekował.......
odezwę się tu jeszcze jutro....
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum