Witam,
sprawa nie daje mi spokoju.
Moja mama zmarła 3 tygodnie temu, a my nadal nie wiemy co było przyczyną.
Może ktoś na forum ma jakiś pomysł, sugestie...
W połowie września moja mama zaczęła czuć się źle.
Zaczęły się bóle głowy, zawroty, tak przechodziła w takim stanie ok 2 tygodnie.
1 października trafiła do szpitala z podejrzeniem udaru, bo opadał jej jeden kącik ust, dostała lekkiego niedowładu lewej strony i zaczęły się kłopoty z trzymaniem moczu.
W szpitalu zrobili jej tomograf i rezonans, który wykazał w części skroniowej twór lito-torbielowaty o wielkości około 5 cm,
który w częściach wzmacniał się po podaniu kontrastu.
Do tego mały guzek w przysadce o cechach makrogruczolaka.
Guz był nieoperacyjny, jedynie biopsja wchodziła w grę, do tego znaleźli 3 małe ogniska w wątrobie, które sugerowały przerzuty.
Mama została przewieziona po tygodniu do Jastrzębia na neurochirurgię i tam została przeprowadzona biopsja mózgu.
Wszystko udało się świetnie, wybudziła się i czuła się dobrze.
W drugiej dobie po operacji dostała paraliżu całej lewej strony i z dnia na dzień stan pogarszał się baaaardzo.
W szpitalu leżała jeszcze 2 tygodnie i przez ten czas praktycznie straciła pamięć, mowę, wszystko.
Wypisali ją do domu i w domu żyła tylko 9 dni, zupełnie na koniec już nie kontaktowała :(.
Przez cały ten czas czekaliśmy na wyniki, dzwoniliśmy, ale wyników brak.
Okazało się, że były niejednoznaczne i pojechały na immunohistochemie, dlatego tak długo to trwało.
Wyniki odebrałam kilka dni temu.
Opis z histopatu
"Naciek histiocytarny, rozległa martwica, widoczny stan zapalny z komórkami wielojądrowymi,
w obrazie wiele małych elementów o łącznej wielkości 0,5cm.
W różnicowaniu diagnostycznym należy uwzględnić rozpoznanie pasożytnicze".
Immunohistochemia wykluczyła przerzuty, Ki67 - 15%.
Rozmawiałam w lekarzem, który ją operował i powiedział, że być może pasożyt, np. bąblowica, ale nie spotkał się z tym przypadkiem od 30 lat.
Przy biopsji istnieje jednak szansa na duże rozsianie pasożyta i stąd mogło być to pogorszenie.
Tak samo z podawaniem sterydów, nie są wskazane, bo obniżają odporność.
Z drugiej strony rozmawiałam z koleżanką, która ma kontakt z dobrym lekarzem z Warszawy, ale niestety, to nie onkolog, jego zdaniem:
"Doktor stwierdził że skłaniałby się w stronę potworniaka na wątrobie z przerzutami do mózgu i wtórnymi przerzutami na wątrobę stąd te trzy ogniska wątrobowe.
Jako że potworniaki są bardzo niejednorodne strukturalnie w badaniach w zależności od miejsca pobrania próbek mogą dawać różne wyniki w tym rozpoznanie podobne do pasożytniczych.
on mówił że te potworniaki mogą mieć różną strukturę i częściowo mogę być lite, częściowo otorbione i że nie dają wyników w badaniach typowych dla tradycyjnych litych tkanek nowotworowych.
One tam wewnątrz siebie mogą wytwarzać nawet jakieś mikro układy chrząste i naczyniowe nawet stąd problemy ze zdiagnozowaniem
martwice i stany zapalne,bo że pasożyt sam jako tako to mało prawdopodobne bo to sie praktycznie nie zdarza aktualnie".
Zgłupiałam.
Wiem, że prawdy się nigdy nie dowiem, ale zastanawiam się, czy mógłby być to jednak nowotwór, który jednak w badaniach został wykluczony.
Jeśli istnieje szansa na pasożyta, to może powinnam zrobić badania.
Mama mieszkała na wsi, był tam pies, który biegał wolno, a jest tam dużo lisów.
Tak samo, może wągrzyca, na wsi były świniobicia, mama jadła dużo mięsa.
Mogłam się też jakoś zarazić... |