[wydzielone z tego posta]
5 lat temu zupełnie przypadkowo dowiedział się że ma raka nerki, guz miał 3 cm, rósł w zastraszającym tempie, po miesiącu miał już 8cm.
Tata przestraszył się, że guz tak szybko rośnie wiec zdecydował się usunąć nerkę prywatnie, ponieważ z NFZ trzeba było dłużej czekać.
Pół roku później niestety pojawił się przerzut do kości ramiennej, po konsultacji z lekarzem zdecydował się na usunięcie około 5 cm kości.
Wtedy jego lekarz onkolog zdecydował się na sutent, bo na płucach pojawił się mały guzek.
Lekarka nie wykonała biopsji tego guzka, w późniejszym czasie okazało się że mój tata miał 2 nowotwory. I sutent na ten nowotwór akurat nie pomaga.
Guzek zaczął rosnąć, jednak tym razem powoli, tata miał do wyboru radioterapie albo chirurgiczne usunięcie raka. Po konsultacji z dwoma lekarzami padł wybór że lepiej wyciąć.
Przed operacją lekarz gwarantował mu że nie ma już nigdzie więcej przerzutu, nie wiem na jakiej podstawie gdyż nie miał wykonanej scyntografi kości.
Po operacji bóle się nasilały, tata myślał że to bóle pooperacyjne, ponieważ musiał mieć złamane 3 żebra aby lekarze dostali się do płuc.
Bóle po miesiącu nie minęły ,a wręcz nasiliły się.
Tata wymusił na lekarzu badanie PET.
Które niestety pokazało przerzut do kości,(kręgosłup, miednica)
Tata miał jednorazową radioterapię dawka 8 gy.
Po której po 4-6 tyg. miały się zmniejszyć dolegliwości bólowe, jednak mija 5 tydzień i mówi że nie czuje poprawy.
Tata jest na silnych lekach przeciwbólowych w tym morfina.
Od ponad miesiąca nie jest w stanie usiąść, ani wstać z łóżka.
Na radioterapię pojechał karetką w pozycji leżącej.
Tak jest w jego przypadku, ale czytałam że radioterapia u ponad80% chorych powoduje zmniejszenie dolegliwości bólowych a około 50%naświetlanych całkowite ustąpienie dolegliwości.
Jest pod opieką hospicjum.