Denerwujące jest to, że człowieka z rakiem lekarze traktują jak trupa. Nie wiem w jakim oni żyją świecie, ale ludzie nie mogą tak po prostu przychodzić tam co chwilę, zwalniając sie z pracy, tylko po to żeby stać w kolejce cały dzień i zapisać się na badanie. Najlepiej jakby zrezygnowac z pracy, bo mam raka i stawiać się tam kilka razy w tygodniu. W leczeniu raka nie bierze się pod uwagę tego, że ludzie mają swoje życie. Wiadomo, że lekarze mają w zanadrzu jeden mocny argument: "tu chodzi o życie". Ale czy życiem pacjenta nie jest też jego praca? Przecież za coś trzeba żyć, jeść, wysłać dzieci do szkoły. Nie wiem w jakim oni świecie żyją... nie każdy tak ma jak lekarz, że weźmie sobie L4 kiedy mu się żywnie podoba, bo i tak państwo za wszystko płaci i nikt takiego nie zwolni.
Myślę, że wielu ludzi przegrało walkę z rakiem właśnie przez bezmyślność, złą organizację leczenia tej choroby - tracąc pracę i stopniowo się załamując. Jak widzę lekarzy, którzy w ciągu 3 godzin przyjmą jednego czekającego pacjenta, bo cały czas przyjmują swoich "znajomych" to szlag człowieka może trafić. Nie istnieje coś takiego jak "uszanowanie pacjenta". Szacunek do tego, że on też może się gdzieś spieszy, ma rodzinę, dzieci, pracę, której NIE MOZE stracić. Przecież ważny w leczeniu jest stan psychiczny pacjenta. Jaki bedzie jego stan psychiczny po stracie pracy ?! Czy rak w tym kraju, przy tak funkcjonującej służbie zdrowia to aż tak oczywisty wyrok ?
Proszę osoby, które walczą z tą chorobą o wpisy. Czy da się chodzić do pracy przy radioterapii? Czy kolejki w instytutach onkologii to umożliwiają ? Jak widzę ludzi, którzy czekają od 7 a o 14 zostają przyjęci na głupią zmianę opatrunku to ręce opadają. Nie zdąży się ani na poranna, ani na popołudniową zmianę do pracy. Lekarze w tym czasie robią sobie 20 minutowe przerwy na herbatę lub przyjmują swoich znajomych.
Czy ktoś dał radę to pogodzić?
[...] (fragment merytorycznie odnoszący się do leczenia znajduje się w wątku głównym
w tym poście)
Od pewnego czasu zdarzają się same tragedie, ciągle złe wiadomości. Wszędzie tylko hasła: "rak", "śmierć", "jak sobie poradzić po stracie najbliższych" itd. itp.
Nie wiem czy nie zacząć się powoli godzić z faktem, że rak, szczególnie przy naszej służbie zdrowia, jest nie do wyleczenia. A jeśli podda sie już leczeniu, będzie ono trwało latami a chora osoba straci pracę i w efekcie umrze nie na raka, a z głodu i nerwicy/załamania.