1. Link do strony z możliwością wsparcia forum:
https://pomagam.pl/forumdss_2020_22

2. Konta nowych użytkowników są aktywowane przez Administrację
(linki aktywacyjne nie działają) - zwykle w ciągu ok. 24 ÷ 48 h.

DUM SPIRO-SPERO Forum Onkologiczne Strona Główna

Logo Forum Onkologicznego DUM SPIRO-SPERO
Forum jest cz?ci? Fundacji Onkologicznej | przejdź do witryny Fundacji

Czat Mapa forum Formularz kontaktowyFormularz kontaktowy FAQFAQ
 SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  AlbumAlbum
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj
Znalezionych wyników: 5
DUM SPIRO-SPERO Forum Onkologiczne Strona Główna
Autor Wiadomość
  Temat: Zycie po śmierci ukochanej osoby...jak dalej żyć?
Joasia51

Odpowiedzi: 21
Wyświetleń: 24781

PostDział: Psychoonkologia / emocje w chorobie nowotworowej   Wysłany: 2013-03-28, 20:41   Temat: Zycie po śmierci ukochanej osoby...jak dalej żyć?
Miss123 mogę Ci zagwarantować, że nasi bliscy po śmierci są z nami. Ja czuję ich opiekę i ich obecność i to dobrze, bo inaczej bym zwariowała...

[ Dodano: 2013-03-28, 21:06 ]
Miss misery. Dziękuję za słowa wsparcia. Mój syn mieszka od nas 1200 km. Tydzień przed śmiercią męża przyjechał...bo czuł taką potrzebę, chociaż nie mówiłam mu że z Tatą żle. Taki młody chłopak, ciężko mu było patrzeć na cierpienie ojca, ale mąż bardzo się cieszył, że przyjechał. Czekał na niego. O 2 w nocy jeszcze rozmawiali, a o 4 już mąż nie żył.
Jeżeli możesz to odwiedzaj tatę jak najczęściej, bo on tego potrzebuje.Ja teraz żałuję każdej godziny, a zwłaszcza tych ostatnich jak mnie nie było z mężem.
Spędziliśmy z mężem tyle cudownych chwil. Dzisiaj z szuflady wypadły mi jego listy, które pisał do mnie z wojska w 1979 r. Nigdy ich drugi raz nie czytałam. Dzisiaj tylko przeczytałam jeden i mam dosyć. Poryczałam się ina razie mam dosyć czytania..Ja i mój mąż byliśmy romantykami. Jak leciało w telewizji jakieś romansidło, to płakaliśmy razem.
Mąż zawsze mi mówił, że nie mogę umrzeć pierwsza, bo on tego nie przeżyje.
A jak ja to mam przeżyć??? Wiem, że muszę żyć dla mojej mamy, która jest ciężko chora. Ale to wszystko do czasu. Mam nadzieję, że mąż tam z góry na mnie patrzy i doda mi siły.
Pozdrawiam wszystkich, którzy tutaj zaglądają, z Wami jest mi łatwiej przez to wszystko przejść
  Temat: Zycie po śmierci ukochanej osoby...jak dalej żyć?
Joasia51

Odpowiedzi: 21
Wyświetleń: 24781

PostDział: Psychoonkologia / emocje w chorobie nowotworowej   Wysłany: 2013-03-24, 11:56   Temat: Zycie po śmierci ukochanej osoby...jak dalej żyć?
Miss 123. Dwa lata temu dostałam tę książkę od koleżanki na urodziny autor Cecelia Ahern tytuł PS KOCHAM CIĘ. Jak napisałaś o tym filmie to od razu mi się przypomniało, że mam taką książkę. Dwa lata temu zaczęłam ją czytać...ale wydawała mi się taka smutna , że po kilku stronach skończyłam. Zresztą wtedy życie było piękne, wszyscy byli zdrowi, na świat przyszedł ukochany wnuczek. Po co czytać o śmierci. Ale teraz na pewno przeczytam ją do końca. Wiem, że jest ciekawa i to właśnie książka dla takich jak my., dla ludzi którzy cierpią po śmierci ukochanej osoby. Dzięki mis123, że przypomniałaś mi o tej książce.
Ja wogóle od pól roku zmieniłam swój stosunek do życia.Kiedyś zazdrościłam ludziom bogactwa, drogich samochodów. Teraz mówię sobie ludzie po co Wam to wszystko, przecież i tak umrzecie!! Okrutne, ale prawdziwe. Najważniejsze zdrowie...a pomyśleć, że kiedyś dobra materialne były dla mnie na pierwszym miejscu.
Pozdrawiam
  Temat: Zycie po śmierci ukochanej osoby...jak dalej żyć?
Joasia51

Odpowiedzi: 21
Wyświetleń: 24781

PostDział: Psychoonkologia / emocje w chorobie nowotworowej   Wysłany: 2013-03-23, 21:12   Temat: Zycie po śmierci ukochanej osoby...jak dalej żyć?
"Nic w życiu nie dzieje się bez przyczyny
każde zdarzenie ma jakiś ukryty cel,
jednak wciąż, tak trudno odnależć sens
w pełnym cierpienia życiu"

Witajcie kochani. Dzięki Wam za słowa wsparcia, chociaż wiem, że wielu z Was jest w podobnej sytuacji i musimy sobie wzajemnie pomagać.
miss-misery mój mąż jescze w styczniu jeżdził ze mną na zakupy, a ponieważ zawsze uwielbiał słodycze, to wrzucał do koszyka czekolady i słodycze. Mówiłam mu po co...przecież ty tego nie zjesz, a on, że może kiedyś zje. Do dzisiaj mam pełny barek słodyczy /ja nie jem słodyczy/. Tak samo piwo, zawsze jedno musiał kupić i odstawił do piwnicy. Dzień przed jego śmiercią patrzę, a coś tego piwa ubyło. Pytam się go co się z tym piwem stało, a on mi pokazuje, że wypił. Myślę sobie niemożliwe, przecież nawet wody nie potrafi przełknąć. Popatrzyłam do kosza...nie ma puszek. Potem już zapomniałam o tych puszkach. Dzień po śmierci męża odsunęłam fotel na którym zmarł..patrzę, a tam stoją trzy puszki piwa, każda otwarta ale pełniusieńka. Może sam dzwięk otwierania tych puszek sprawił mu radość.
Jeżeli chodzi o ten cytat, który napisałam na wstępie, to wydaje mi się, że śmierć mojego męża była trochę przyspieszona w wyniku choroby mojej mamy. Ale zacznę po kolei. Mieszkam z moją mamą która jest po 3 udarach, ale była w miarę sprawna. Mieszkała na piętrze, a my z mężem na dole. Dzień przed odejściem mojego męża w niedzielę rano mama nie potrafiła wstać z łóżka. Zadzwoniłam po pogotowie i okazało się, że to udar mózgu. Strasznie płakałam. Mamę znosili na noszach, a mąż tylko patrzył i miał strasznie smutne oczy. Ja sobie myślałam, jak dam dalej radę...dwie osoby ciężko chore. Pojechałam z mamą do szpitala i byłam tam do 16. Mężem opiekował się jego brat po którego zadzwoniłam. Wróciłam ze szpitala i potem już cały czas siedziałam z mężem.Opowiadałam mu, że mama miała udar, że nie umie chodzić, ale ją wyleczą i będzie ok. On nic nie mówił tylko słuchał. Podawałam mu tlen, morfinę i przepraszałam, że tak długo mnie nie było,. Oglądaliśmy telewizję, potem na chwilę się zdrzemnęłam i wtedy mąż odszedł..
Dzisiaj po 4 tygodniach myślę, że on to zrobił, żeby mi ulżyć, bo w tej chwili mama jest w domu, nie chodzi. Wymaga jeszcze większej opieki niż mój mąż. Nie wiem jak dałabym radę. Mamę wzięłam do siebie na parter. On zrobił miejsce dla mojej mamy, bo wiedział, że i tak kiedyś umrze.
Jeżeli chodzi o rozmowy z mężem, co będzie po jego odejściu, to muszę przyznać, że on często poruszał ten temat. Martwił się jak sobie dam radę z całym domem /syn z rodziną mieszka daleko/ Zapewniałam go, że dam radę, a zresztą nie ma o czym gadać bo wyzdrowieje. We wrześniu kupił nową kosiarkę i uczył mnie kosić. Nie chciałam mu robić przykrości i musiałam mu pokazać że potrafię. Jeszcze w maju zanim zachorował, to wykupił dla mnie jazdy. Mam prawo jazdy od 30 lat, ale nigdy nie próbowałam jeżdzić. Uważałam, że samochód to nie dla mnie. Jak instruktor przyjechał po mnie to była niezła awantura, bo ja nie chciałam tych jazd, No ale cóż jazdy były wykupione i szkoda kasy. I tak zaczęłam jezdzić. Dzisiaj dziękuję mu stokrotnie za to, bo mieszkam na wsi i bez samochodu co ja bym zrobiła. On już chyba coś przeczuwał wtedy, że zachoruje.
A najlepsze jest to...ze wybrał mi już przyszłego męża. To jego kolega z klasy, nasz sąsiad, stary kawaler, zaradny pracowity. Jak wtedy to usłyszałam to nawet mnie to rozbawiło /w tej chwili też się uśmiecham/ Mówię do męża...no coś ty...on mi się wcale nie podoba, tylko ty mi się podobasz. A mąż na to, że ten kolega mi we wszystkim pomoże. Wydaje mi się, żę mąż mu chyba coś powiedział, bo niedawno przypadkiem rozmawiałam z tym kolegą i on tak dziwnie na mnie patrzył. Teraz to go unikam, jak ognia.
Przepraszam kochani, że tak się rozpisałam, ale cały dzień sama, nawet nie mam się do kogoś odezwać. Moja mama prawie nic nie mówi.
EDVIGE piszesz, że znajomi się odsunęli, to nie byli prawdziwi przyjaciele. My z mężem mieliśmy tylko czwórkę przyjaciól /2 małżeństwa/, ale na ich pomoc mogę zawsze liczyć .
Jeżeli chodzi jeszcze o te całe przypadki...bo ciągle o wszystkim myślę i myślę..to wyobrażcie sobie, że mąż jest pochowany obok swojego najlepszego przyjaciela który zmarł w wieku 40 lat na raka. Mnie było wszystko jedno gdzie będzie grób. Jak przyjechałam wybierać grób, to pokazano mi miejsce niedaleko i powiedzieli, żę tylko tutaj jest miejsce. Dopiero potem to do mnie dotarło. Czy to też przypadek?
Pozdrawiam Was wszystkich serdecznie
  Temat: Zycie po śmierci ukochanej osoby...jak dalej żyć?
Joasia51

Odpowiedzi: 21
Wyświetleń: 24781

PostDział: Psychoonkologia / emocje w chorobie nowotworowej   Wysłany: 2013-03-22, 20:55   Temat: Zycie po śmierci ukochanej osoby...jak dalej żyć?
Plamista.. Fajne pocieszenie... Po śmierci ukochanej osoby taki post... zastanów się co ty wogóle piszesz. Czy ty wiesz co to znaczy stracić męża?
  Temat: Zycie po śmierci ukochanej osoby...jak dalej żyć?
Joasia51

Odpowiedzi: 21
Wyświetleń: 24781

PostDział: Psychoonkologia / emocje w chorobie nowotworowej   Wysłany: 2013-03-22, 19:54   Temat: Zycie po śmierci ukochanej osoby...jak dalej żyć?
Witam Was serdecznie.
Założyłam ten temat, bo nie mogę sobie poradzić po śmierci mojego męża. Weszłam na to forum we wrześniu 2012 i dużo dowiedziałam się na temat choroby mojego męża który chorowal na raka przełyku. Nie wiem już skad, ale zaraz na początku któryś forumowicz, napisał, że jeżeli rak przełyku jest nieoperacyjny to z tym można żyć tylko 6-m-cy.
Mój mąż żył dokładnie 6 m-cy od momentu pierwszych dolegliwości w przełykaniu, a 5 m-cy od momentu diagnozy. Niby liczyłam się z tym, ale zawsze wierzyłam w cud i do końca mu to mówiłam. On chyba też mi uwierzył. Mąż zmarł 25 lutego, cichutko we śnie. Ostatnie dwa dni nie chciał się już położyć do sypialni tylko siedzieliśmy razem w salonie i cały czas musiał być włączony telewizor. Mąż do końca był na chodzie, tylko bardzo słaby, duszności...tlen i morfina co 4 godziny. Codziennie przyjeżdżała pielegniarka z Hospicjum bo ostatnie 2 tygodnie wdało się zapalenie płuc i robiła mu zastrzyk. Nie mógł nic jeść tylko dożywianie jelitowe.Nie mógł nic mówić, bo ochrypł po naświetlaniach, ale myślę, że nie miał bólu, bo dostawał morfinę. Bardziej doskwierał mu ból psychiczny. Wiedział, że umiera, ale zawsze mówił, że chce umrzeć w spokoju, nie mam absolutnie wzywać karetki i że on już chce umrzeć. Do mnie jego słowa i tak nie docierały. Wiedziałam, że dla niego nie ma ratunku, ale myślałam, że to jeszcze potrwa, przecież wnuki mają przyjechać na Wielkanoc. Niestety 25.02 mąż w nocy odzedł...cichutko. Ja o 3 nad ranem podałam mu jeszcze tlen, a potem na pól godziny się zdrzemnęłam..byłam wykończona i to się wtedy stało. Widocznie tak miało być, bo inaczej bym go szarpała i nie dała mu umrzeć. Nie trzymałam go za rękę i nie mogę sobie tego wybaczyć, że wtedy zasnęłam.
A teraz po miesiącu....jest coraz to gorzej. Swięta za pasem, a mi się nic nie chce.Brakuje mi go tak bardzo. Przecież opieka nad nim nie była dla mnie uciążliwa. Mogłabym tak żyć 100 lat i podawać mu co 4 godziny morfinę i tlen i dexaven. Byleby żył.
Codziennie tu jeszcze wchodzę na to forum..jest mi z tym lepiej, że mogę się wyżalić.
Myślałam, że jestem twarda, że jestem przygotowana na śmierć męża. Guzik prawda....
Dopiero teraz to do mnie dociera.To wszystko tak szybko się działo.
Proszę napiszcie mi jak Wy się czujecie po stracie najbliższych.? Może z Wami uda mi się to wszystko przetrwać. Pozdrawiam Joasia
 
Skocz do:  


logo

Statystki wizyt z innych stron
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group