1. Link do strony z możliwością wsparcia forum:
https://pomagam.pl/forumdss_2020_22
2. Konta nowych użytkowników są aktywowane przez Administrację
(linki aktywacyjne nie działają) - zwykle w ciągu ok. 24 ÷ 48 h.
|
|
Autor |
Wiadomość |
Temat: Niekonwencjonalne metody leczenia raka |
Viola
Odpowiedzi: 275
Wyświetleń: 170395
|
Dział: Wspomaganie konwencjonalnego leczenia onkologicznego Wysłany: 2012-03-06, 02:13 Temat: Niekonwencjonalne metody leczenia raka |
JustynaS1975 napisał/a: |
"CUDU NIE BYŁO - VILCACORA
Vicacora – cudowne ziółko, "koci pazur", czepota puszysta albo Uncaria tomentosa to liana rosnąca w regionie Amazonii i Andów. Stosowana w medycynie ludowej tego obszaru od stuleci miała być "panaceum" na rozmaite choroby, także nowotworowe.
Założenia teoretyczne (bardzo ogólnikowe) działania vilcacory opisane na stronie firmy sprzedającej ten preparat obiecują:
• wzmacnia układ odpornościowy organizmu
• działa przeciwwirusowo, przeciwzapalnie i przeciwgrzybiczo
• łagodzi skutki uboczne radioterapii i chemioterapii
• wykazuje silne właściwości antyoksydacyjne
• działa wspomagająco m.in. w astmie, dolegliwościach układu pokarmowego i schorzeniach stawów
• wskazana w profilaktyce chorób cywilizacyjnych
• hamuje procesy destrukcyjne związane ze starzeniem się organizmu
Za wszystkie te działania mają być odpowiedzialne zawarte w roślinie pentacykliczne alkaloidy oksoindolowe (czyli konkretnie co? Bo tej pory nie wyodrębiono konkretnej substancji chemicznej odpowiedzialnej za te efekty). Vilcacora miała leczyć raka i AIDS. No i co? Bo cud jest pilnie potrzebny –wg statystyk co czwarty Polak umrze z powodu choroby nowotworowej. Więc skoro jest tak dobrze ("mamy cudowny lek"), dlaczego jest tak źle?
Mimo obecności vilcacory na rynku od conajmniej kilkunastu lat – preparat nie uzyskał rejestracji jako lek przeciwnowotworowy, bo firma do tej pory nie przedstawiła rzetelnych badań klinicznych. Dotychczas nie udowodniono, aby ziele wykazywało skuteczność jaką obiecuje ulotka, nie oszacowano też ewentualnego profilu toksyczności.
[...]
A oto dane z bazy PUBMED:
http://www.ncbi.nlm.nih.gov/pubmed/21869902
http://www.ncbi.nlm.nih.gov/pubmed/20435132
http://www.ncbi.nlm.nih.gov/pubmed/20576410
http://www.ncbi.nlm.nih.gov/pubmed/19724995
|
Justynko, czy czytałaś zacytowane w tej ulotce opracowania?
Bo wydźwięk tej ulotki jest jednoznaczny, że Vilcacora nie działa (tak odczyta to osoba, która chce się dowiedzieć czegoś o Vilcacorze, a nie zna angielskiego i nie potrafi wyciągnąć wniosków z przedstawionych badań), a cytowane badania pokazują wprost coś przeciwnego!
Pierwsze z nich mówi o tym, że nie wykazano poprawy u pacjentów LECZONYCH PALIATYWNIE!
Pozostałe mówią o ZMNIEJSZENIU GUZÓW!
Cytat: | Raz jeszcze chciałabym mocno podkreślić, że o wprowadzaniu na rynek leków substancji „X“ decyduje nie „wiara“ czy mocne przekonanie, że coś działa, tylko prowadzone przez wiele lat badania wychodzące od modelu teoretycznego przez testy na zwierzętach i sztucznych liniach komórkowych po testy w fazie klinicznej – czyli badania na wyselekcjonowanej grupie pacjentów. |
Wprowadzenie leku na rynek a jego działanie to dwie różne sprawy!
A ktoś w tej ulotce sam sobie zaprzecza, tj. najpierw podaje różne linki do różnych badań i testów, np. na myszach i liniach komórkowych (proszę zwrócić uwagę, że na wybranych), a potem stwierdza, że aby lek został zarejestrowany, to musi przejść takie właśnie badania (a potem na ludziach oczywiście). To od czegoś się to wszystko zaczyna!
Cytat: | Ważna jest też liczba chorych biorących udział w badaniu, bo jesli grupa jest zbyt mała to na podstawie takich wyników szaleństwem byłoby wyciąganie wniosków dla całej populacji chorych. |
Niektóre leki cytostatyczne zostały dopuszczone do leczenia właśnie po badaniach na małej liczbie chorych!
To leki sieroce, czyli stosowane w rzadkich przypadkach nowotworów - zbyt mała liczba chorych do przeprowadzenia badań na dużej liczbie pacjentów. Mimo to leki zostały zarejestrowane.
W tym wszystkim muszę coś podkreślić.
Ja i niektórzy przeciwni metodom "alternatywnym" mówimy tutaj o dwóch różnych sprawach.
Przeciwnicy głównie podnoszą argument z obawy, że chorzy mogą odstąpić od leczenia konwencjonalnego, wierząc, że coś innego im pomoże. Dodatkowo, podaje się, że te inne metody wyciągają pieniądze od zdesperowanych ludzi.
A ja mówię o tym, że jeśli nie ma już innego leczenia niż konwencjonalne, jeżeli medycyna nie może nic zaproponować oprócz terapii zmniejszających ból, jeśli nowotwór jest chemiooporny, to dlaczego nie spróbować zrobić cokolwiek innego? A dlaczego komuś nie przyjdzie do głowy, że ludzie są w stanie wydać wszelkie pieniądze, żeby ratować swojego bliskiego? Czy robią przez to coś złego? Jeśli jednak bliska osoba umrze, czy to oznacza, że ktoś ich oszukał? Najczęściej z "alternatywnych" metod korzystają osoby, które są już "nad gromem", po przerzutach, w bardzo złym stanie, z leczeniem paliatywnym, po chemioterapiach, radioterapiach, z uszkodzeniami różnych organów dzięki konwencjonalnym terapiom, szczególnie uszkodzeniem wątroby, nerek, układu pokarmowego.
Dlatego bzdurą jest porównywanie wyników takich terapii do wyników leczenia chemioterapią, która aplikowana jest odpowiednio we wczesnym etapie choroby.
W większości metod należy odpowiednio czytać. Nikt tam nie daje gwarancji wyleczenia, tak samo jak chemioterapia i radioterapia ich nie daje. Większość z tych metod opiera się na SAMODZIELNYM LECZENIU PRZEZ ORGANIZM, a wspomniane metody i środki mają wspomóc ten organizm do walki, poprzez dostarczenie odpowiednich składników.
To samo mamy wypisane przy Vilcacorze. Nikt nie mówi o WYLECZENIU, nie jest napisane, że to lek na raka, bo nie o to chodzi. Chodzi o wspomaganie organizmu.
A chyba nikt nie zaprzeczy, że codziennie organizm KAŻDEGO CZŁOWIEKA walczy z komórkami nowotworowymi.
Sami lekarze mówią o tym, że następuje jakiś mechanizm, który pozwala tym komórkom wystąpić w takiej ilości, że organizm nie daje rady. Może to upośledzenie układu odpornościowego.
Może przynajmniej przy niektórych nowotworach trzeba iść w tym kierunku, tzn. w umocnieniu układu odpornościowego, który sam może zwalczać komórki nowotworowe. I to może zrobić wspomniana Vilcacora i wiele innych preparatów, jak np. Immunocal - wzmocnienie, zastymulowanie układu odpornościowego.
W Niemczech stosują terapię, w której namnażane są odpowiednie komórki pacjenta i wszczepiane, aby zwalczyły komórki nowotworowe. |
Temat: Niekonwencjonalne metody leczenia raka |
Viola
Odpowiedzi: 275
Wyświetleń: 170395
|
Dział: Wspomaganie konwencjonalnego leczenia onkologicznego Wysłany: 2012-02-25, 05:38 Temat: Niekonwencjonalne metody leczenia raka |
vioom napisał/a: |
Ależ masz 100% racji. Gdyby nie natura to nie leczylibyśmy nowotworów tak skutecznie jak robimy to teraz. Podam Ci przykłady:
- winkrystyna i winblastyna - leki cytostatyczne stosowane w chemioterapii nowotworów - alkaloidy barwinka różowego (Vinca rosea).
- paklitaksel - nowoczesny lek cytostatyczny stosowany w chemioterapii nowotworów - alkaloid cisa zachodniego (Taxus brevifolia).
- streptozotocyna - lek cytostatyczny wytwarzany przez bakterie Streptomyces griseus.
- tabektedyna - lek cytostatyczny wyizolowany z organizmów z grupy Ecteinascidia.
- bleomycyna - antybiotyk cytostatyczny wytwarzany przez bakterie Streptomyces verticullis.
O szeregu leków wspomagających leczenie onkologiczne już nie wspomnę
Dlatego bez natury nie ma onkologii! |
Dodam do tego trabektedynę (Yondelis), czyli ekstrakt z osłonicy Ecteinascidia turbinata.
Zastanawia mnie, czy jeden przypadek Steve'a Jobsa może tworzyć jakiś mit o nieskuteczności innych metod niż chemioterapia, radioterapia i chirurgia?!
To w takim razie, co powiecie na przypadki Kris Carr, Davida Servan-Schreibera, osób leczonych terapią Gersona, osób, które leczyły się kapsaicyną, DCA, osób, u których nastąpiło samoistna remisja (przypadki udokumentowane medycznie)?
Jeśli w Polsce wyleczalność nowotworów, tych leczonych metodami konwencjonalnymi jest na poziomie 20% i to wliczając w to wysokoprocentowe wyleczalności niektórych nowotworów (rak jądra, rak piersi), to czy można mówić o skuteczności tych wszystkich metod konwencjonalnych?
Skoro komuś można poprawić jakość życia albo to życie przedłużyć, niezależnie od tego jakimi metodami, tj. konwencjonalnymi czy niekonwencjonalnymi i odbywa się to za zgodą i wiarą pacjenta, to w czym problem?
Zastanawia mnie, z jakim uporem się na tym forum mówi o tym, aby nie robić nic, gdy lekarz stwierdzi, że nic już nie pomoże i wybrać hospicjum. A gdybym nie znała przypadku chociażby Izy Sokołowskiej i wielu innych osób, które nie miały żadnej nadziei, ale jednak COŚ w ich przypadkach zadziałało, to może bym i uwierzyła w te niczym nie poparte (bo przecież nie zaznajamiacie się z metodami niekonwencjonalnymi) wypowiedzi.
Skoro tylko 20% z leczenia konwencjonalnego przeżywa 5 lat, to dlaczego nie dać przeżyć choćby i 10% ludzi leczonych innymi metodami, zwłaszcza w tych przypadkach, gdy nie można już nic zrobić przy pomocy medycyny konwencjonalnej? |
|
|