1. Link do strony z możliwością wsparcia forum:
https://pomagam.pl/forumdss_2020_22
2. Konta nowych użytkowników są aktywowane przez Administrację
(linki aktywacyjne nie działają) - zwykle w ciągu ok. 24 ÷ 48 h.
|
|
Autor |
Wiadomość |
Temat: Przerzuty w wątrobie, płucach i kręgosłupie. |
atorodek
Odpowiedzi: 27
Wyświetleń: 16393
|
Dział: Opieka paliatywna Wysłany: 2014-03-10, 21:56 Temat: Przerzuty w wątrobie, płucach i kręgosłupie. |
Dziekuje wszystkim za pomoc; chcialam tylko napisac, ze widze swiatelko w tunelu; nadal sa bardzo zle dni, ale sa tez dobre; mysle ze bedzie ich coraz wiecej; zmienilo sie moje podejscie do zycia i smierci i wierze ze mamie jest tam teraz lepiej; bardzo za nia tesknie, zaluje ze tak sie stalo ale ufam ze to dla niej lepsze |
Temat: Przerzuty w wątrobie, płucach i kręgosłupie. |
atorodek
Odpowiedzi: 27
Wyświetleń: 16393
|
Dział: Opieka paliatywna Wysłany: 2014-02-20, 21:02 Temat: Przerzuty w wątrobie, płucach i kręgosłupie. |
Próbuję się jakoś ogarnąć po śmierci mamy, ale w zasadzie cięgle o niej myślę.
Mój temat został od razu umieszczony w dziale paliatywnym i nikt nie pochylił się nad merytoryczną oceną 'choroby'. Wiem, że nikomu nie uda się jednoznacznie określić źródła pierwotnego, ale tak przypuszczalnie skąd mógł ten nowotwór wyjść? Znacie wiele historii z tego forum, może coś Wam się nasuwa? Internista twierdził, że pierwotny jest w brzuchu, tylko zbyt mały, żeby w badaniach znaleźć. Onkolog mówił, że takie przerzuty daje najczęściej żołądek, piersi/jajniki, płuca (że w śród przerzutów w płucach jest pierwotny guz). Mi coś w środku podpowiada że to płuca mogły być...mama całe zycie paliła....przypomniało mi się, że jakoś w kwietniu chyba 2013 była przeziębiona i miała potworny kaszel i podczas jednego napadu odpluła krew. Zlekceważyłam to, pomyślałam, że to jakaś ropna wydzielina była, zapytałam tylko za jakiś czas czy się to powtórzyło. Mama powiedziała, że nie.
Bardzo chciałabym wiedzieć jak długo taki nowotwór mógł się rozwijać. Od kiedy mogły powstawać przerzuty. Czy najpierw były do kręgosłupa czy do wątroby? Mama już nawet 2012 roku uskarżała się na bóle kręgosłupa - czy wtedy to już mogło być spowodowane przerzutami? Wiem, że nikt mi nie powie jak było naprawdę, ale może chociaż jakieś prawdopodobnieństwo wskażecie. Nie daje mi to spokoju. |
Temat: Moja mama umiera |
atorodek
Odpowiedzi: 114
Wyświetleń: 68563
|
Dział: Psychoonkologia / emocje w chorobie nowotworowej Wysłany: 2014-01-30, 22:22 Temat: Moja mama umiera |
Przykro mi. Rozumiem doskonale i przytulam.
Dopiero teraz dociera do mnie, że mamy nie ma i juz nigdy nie będzie. |
Temat: Moja mama umiera |
atorodek
Odpowiedzi: 114
Wyświetleń: 68563
|
Dział: Psychoonkologia / emocje w chorobie nowotworowej Wysłany: 2014-01-19, 09:14 Temat: Moja mama umiera |
A ja bylam przy smierci mamy i teraz te wspomnienia mnie przesladuja |
Temat: Rodzinna tragedia |
atorodek
Odpowiedzi: 21
Wyświetleń: 14701
|
Dział: Psychoonkologia / emocje w chorobie nowotworowej Wysłany: 2014-01-13, 21:08 Temat: Rodzinna tragedia |
Bardzo mi przykro. Nie wiem co wiecej napisac. W ogole podziwiam cie ze jeszcze dajesz rade. Zycze duzo sil.Gdybys potrzebowala popisac o swoich przezyciach, to mozesz mi pm wyslac. Moja mam zmarla niedawno tez w ekspresowym tempie wiec po czesci podzielam i rozumiem twoj bol. |
Temat: gdy morfina nie pomaga |
atorodek
Odpowiedzi: 9
Wyświetleń: 11266
|
Dział: Opieka paliatywna Wysłany: 2014-01-06, 20:29 Temat: gdy morfina nie pomaga |
Moja mama 'oprzytomniala' po tlenie, wzmocnila sie
[ Dodano: 2014-01-06, 20:36 ]
A co do mnie to jest roznie, ale jakos idzie; dzis przynajmniej juz widze, ze wsrod tych zlych dni, sa tez lepsze. Mam nadzieje, ze czas ukoi bol i pozwoli wrocic do rownowagi. Na pewno odwiedze psychiatre, ale jeszcze nie wiem kiedy. Mam duze wsparcie w mezu, pozwala mi przezywac zalobe, ale tez przekonuje ze zycie moze byc jeszcze piekne.
Moja mama duzo spala i tlen jej podawalismy wlasnie w tym snie, bo jak sie przebudzala, to zdejmowala maske. |
Temat: gdy morfina nie pomaga |
atorodek
Odpowiedzi: 9
Wyświetleń: 11266
|
Dział: Opieka paliatywna Wysłany: 2014-01-05, 21:21 Temat: gdy morfina nie pomaga |
Raczej nikt nie powie na pewno jak to może wyglądać.
A co mówią z hospicjum? Oni powinni wiedzieć najlepiej na jakim etapie jest mama. U mnie niestety się nie pomylili.
[ Dodano: 2014-01-05, 21:42 ]
Napiszę jeszcze tylko, że poniżej jest mój wątek - moja mama miała przerzuty w płucach, wątrobie i kręgosłupie.
Wydaje mi się, że możecie jej jeszcze załatwić koncentrator tlenu, skoro ma obniżoną saturację i kupić materac przeciwodlezynowy taki pompowany. Można założyć cewnik zamiast pieluch. Nie jestem jakąś specjalistką, ale wydaje mi się, że musicie się liczyc ze wszystkim. |
Temat: atorodek - komentarze |
atorodek
Odpowiedzi: 3
Wyświetleń: 4768
|
Dział: Tu trzymamy KCIUKI Wysłany: 2013-12-16, 19:23 Temat: atorodek - komentarze |
Szkoda, że nie bardzo jest tu miejsce dla takich ludzi jak my - tych którzy stracili najbliższych i nie umieją sobie poradzić. Mnie jest coraz gorzej, ciągle, absolutnie ciągle myślę o mamie. Za życia do niej tyle nie tęskniłam, tyle o niej nie myślałam i nie wiedziałam, że tak ją kocham. Tak bardzo mi jej brakuje.... Czasem wydaje mi się, że ta choroba i śmierć to jakiś sen.... Na cmentarzu nie dociera do mnie, że to grób mojej mamy... Nie dociera do mnie, że już nigdy.... Patrzę na zdjęcia i nie wierzę, że to tak szybko poszło, chociaż nawet słyszałam głosy, że miałyśmy szczęście, że tak szybko.... Dałabym prawie wszystko, żeby mieć przy sobie mamę taką jaka ze szpitala wyszła - trochę śpiącą, trochę bez kontaktu, ale bez boli i problemów oddechowych.
Mam żal do wszystkich, że tak łatwo przełknęli jej odejście, mój mąż zachowuje się jakby nic się nie stało, w ogóle nie podejmuje rozmowy o mojej mamie, nie chce żebym płakała, najlepiej żebym o tym zapomniała i żyła jakby nigdy nic. W wątku żałobnym zostało powiedziane chyba wszystko. Bardzo brakuje mi osoby, która by mnie po raz setny wysłuchała, której mogłabym się po raz setny wypłakać. Jestem z tym sama, nie ma dnia żebym nie ryczała, a ostatnie kilka dni to wręcz koszmar. Mama chorowała krótko (tzn od rozpoznania), w związku z czym nawet nie zdążyłam na tym forum jakichś znajomości zawiązać, poznać innych historii. Zaczęłam się poważnie zastanawiać czy w ogóle jest coś po śmierci, chociaż niby katoliczka jestem.
Nie daje mi spokoju pytanie dlaczego to musiało spotkać nas. Dlaczego moja mamę? dlaczego mnie? Inni mają lekki życie, a my ciągle pod górkę. Co mnie jeszcze czeka? Z czym jeszcze będę musiała się zmierzyć? Szukam sensu jej śmierci i nie znajduję. Rozmyślam o tym, skąd ten cholerny rak wyszedł i nie wiem. Jest mi bardzo ciężko. Czasem w ogóle odechciewa mi się żyć.
[ Komentarz dodany przez Moderatora: absenteeism: 2013-12-16, 19:31 ]
Jeśli potrzebujesz pomocy w czasie żałoby, możemy polecić np. forum na gazeta.pl: http://forum.gazeta.pl/fo...sierocenie.html
Jednak prosimy pamiętać, że na Forum są inni - walczący z chorobą Forumowicze, a także respektować Regulamin mówiący m.in. o tym, że:
"Forum wspiera chorych i ich bliskich toczących aktywną walkę z chorobą nowotworową. Nie służy ono natomiast dyskusjom i wsparciu w okresie żałoby.
Jeśli zaistnieje przykra okoliczność straty bliskiej osoby - prosimy Użytkowników Forum o ograniczenie wpisów do ewentualnych kondolencji (wątki merytoryczne), a następnie - mając na uwadze dobro osób zmagających się z chorobą - o nie rozwijanie tematu przeżyć osobistych związanych z w/w stratą."
|
Temat: atorodek - komentarze |
atorodek
Odpowiedzi: 3
Wyświetleń: 4768
|
Dział: Tu trzymamy KCIUKI Wysłany: 2013-11-28, 20:54 Temat: atorodek - komentarze |
Bardzo przepraszam, ale muszę z siebie to wszystko wyrzucić, bo chyba zwariuję. Jeśli ktoś nie jest przygotowany na szczegółowy opis agonii, to niech nie czyta poniższego wpisu.
PIĄTEK
Wróciłam z pracy i zadzwoniła ciotka (siostra mamy, która wraz z ich bratem opiekowała się mamą po szpitalu). Powiedziała żebym przyjechała, bo z mamą jest źle, śpi i nie mogą jej dobudzić. Manie zaczęło bulgotać w płucach przy oddychaniu. Przyjechałam, przywiozłam tlen, który jakoś podświadomie tego dnia pożyczyłam. Mama nie kontaktowała, rano jeszcze posadzili ja przy stole do śniadania, a w południe była zupełnie bezwładna. Sygnalizowała tylko, że chce siku, ale niestety nie mogła już wstać, co zresztą dla niej było chyba okrutnym doświadczeniem. Podłączyłam tlen. Powiedziałam mamie że jest bardzo chora, że przywiozę księdza z Panem Jezusem, żeby się pomodlił, mama się zgodziła, ale nie wiem na ile to było świadome. Wieczorem przyjechał chłopak z hospicjum. Mama miała niską saturację, zwiększył tlen, założył cewnik i sondę. Mama bardzo nie chciała tej sondy, my zresztą też....Ale założyliśmy, żeby dać pić, jeść i podać leki. Zostałam na noc. Mama spała, ja prawie wcale. Koncentrator tlenu huczał, woda się przelewała i ten okropny bulgot w piersiach.....
SOBOTA
Rano mama się obudziła, chciała wstać, nie chciała maski z tlenem, sondy, ale jakoś ją przekonaliśmy. Miała założony cewnik, ale co chwila wolała, że chce siku, że ją boli - podobno to normalna reakcja na cewnik. Śniadanie podałam jej łyżką normalnie do buzi, zresztą obiad i kolację też. Sondą podawaliśmy picie i leki gdy spała. Wieczorem ją umyłam na tym łóżku i przebrałam. Pojechałam do domu. Została z nią jej siostra. Noc podobno była okropna. Mama była bardzo pobudzona, mówiła że wszystko ja boli, podawali jej ketonal i morfinę. Ruszała nogami, rękami, wołała ciocię, żeby przy niej siedziała. Gdy tylko ciotka ruszyła się od łóżka od razu ją wołała, jakby się bała. Pytała, gdzie ona teraz pójdzie. Potem kazała ciotce uciekać. Ok 3 nad ranem uspokoiła się i przysnęła.
NIEDZIELA
O 9 zmienili jej plaster i przebrali koszulę, bo mama była bardzo spocona. Mama zjadła karmiona łyżką i zasnęła. Przyjechałam ok 14.30. Mama ciągle spała, obiad i leki podali jej sondą. Pod wieczór zaczęła otwierać oczy tak na wpół i wzrok już miała wlepiony w sufit, zaczęła pojękiwać. Od rana przestał spływać do worka mocz. Trzymałam ją za rękę i mówiłam: 'mamo, jestem przy Tobie, wiesz o tym, że tu jestem?' Wtedy poruszyła palcami, nie wiem czy świadomie czy przypadkowo... Podałam wieczorem jeść przez sondę, gdy myłam strzykawkę, mama głośno jęknęła, jakby ją coś zabolało. Potem jeszcze przebrałyśmy jej koszulę, mama już przy tym bardzo jęczała, obróciłyśmy na bok, przestało bulgotać w piersiach. Z ust ulało się coś różowego i na końcu krew. Mamie zrobiła się odleżyna. Wystraszyłam się. Czytałam o oznakach umierania, ale i tak do końca nie wiedziałam czy to już. Mama miała bardzo dobrze wyczuwalne tętno na stopie, cieplutkie stopy i dłonie. Przeżywałam koszmar, z jednej strony bałam się mamę poruszyć, żeby jej nie uszkodzić, a z drugiej martwiłam się, że do rana będzie cała w odleżynach.
Ok 21-22 mama zaczęła już regularnie pojękiwać przy każdym oddechu, bulgot w piersiach był coraz głośniejszy, nie do zniesienia, każdy oddech był dużym wysiłkiem, przy każdym oddechu jęk. Dałam morfinę, ale tylko jedną tabletkę. Siedziałam przy niej, trzymałam za rękę, modliłam się na różańcu. Odeszłam do stołu, myślałam, że będę wyć z bezsilności, chciałam uciec, żeby na to nie patrzeć. Porozmawiałam z bratem mamy, który cały czas z nami czuwał. Położyłam się na sofie i przysnęłam na 1,5h. Potem znowu wstałam, znowu bezsilność, znowu jęki, znowu bulgotanie niemiłosierne i coraz większy wysiłek żeby oddech zaczerpnąć. Maska z tlenem cała zaparowana. Zwilżałam mamie usta, smarowałam oliwką co jakiś czas. Ok 2.30 przyszłam mamy siostra i powiedziałam, żeby poszła się do niej płożyć, a ona mnie zastąpi. Poszłam, bo nie mogłam znieść tego widoku. Znów wzięłam różaniec, z płaczem prosiłam Boga, żeby skrócił tą mękę. Przysnęłam, przyśniła mi się mama, że już śpi spokojnie, nie bulgocze jej. W tym momencie wpadła ciotka, żeby szła, że mama przestała oddychać. Poszłam. Wujek klęczał przy łóżku i trzymał ja za rękę, ciotka wzięła gromnicę i wsunęła w dłoń, zapaliłam ją. Znów wzięłam różaniec i zaczęłam koronkę odmawiać. Mama łapała już pojedyncze oddechy. W coraz większych odstępach czasu, trwało to może z 10 minut. W końcu przestała łapać powietrze. Odłączyliśmy tlen, wyjęłam sondę i cewnik.
POGRZEB
Pojechałam przed pogrzebem do chłodni, żeby zobaczyć mamę, wyglądała ładnie. Trochę mnie to uspokoiło. Pogrzeb przeszłam jakoś bez większych emocji, sama nawet czułam się jakoś bardzo zdystansowana do tego wszystkiego, jakby mnie to nie dotyczylo.
DZIŚ
To jest okropny dzień. Czuję lęk, wyrzuty sumienia, czuję się jak zagubione dziecko. Nie mogę się pogodzić z tym, że mama, która 2 miesiące temu była u mnie, która co prawda z bólem kręgosłupa, ale jeszcze grała z moim synkiem w piłkę, już więcej do mnie nie przyjedzie. Że już nie wyjdzie przed dom, gdy my do niej przyjedziemy, że już nie kupi mojemu synkowi jego ulubionych galaretek w czekoladzie, że już do mnie nie zadzwoni,że nie usłyszę jej głosu. Ta choroba i śmierć mnie przytłoczyła. Nie byłam z mama jakoś bardzo blisko, mama bywała natarczywa, krytyczna. Można powiedzieć, że nie zwierzałam się jej, ale zawsze mogłam na nią liczyć. Nie dopuszczałam jej do swojego świata tak do końca, ale zawsze była tuż obok - gotowa i chętna do pomocy na każde zawołanie. Żyła mną i moim synkiem, co mnie często irytowało wręcz, bo wolałabym, żeby miala swoje życie. Nie sądziłam, że tak bardzo ją kocham.
Nie powiedziałam mamie wprost, że ma raka i umiera. Nie potrafiłam. Była taka bezradna i z nadzieją w glosie powtarzała, że jutro będzie lepiej. Że jak wróci ze szpitala do swoich to na pewno stanie na nogi. Nie umialam jej odebrać tej nadziei, chociaż sama bardzo potrzebowałam, żeby powiedziała mi: 'dziecko, trudno, widocznie tak było mi pisane, ty musisz żyć dalej, ja umrę pogodzona z losem'.
Kiedyś przy łóżku płakałam i powiedziałam "mamusiu jesteś bardzo chora i ja już nie mogę Ci pomóc", ale nie wiem czy mama to usłyszała, bo spała wtedy. Może nawet celowo powiedziałam to, gdy spała...Chciałam mamę po śmierci umyć i ubrać, ale ciotka mnie od tego odwiodła i nie mogę sobie tego wybaczyć. Robili to jacyś obcy ludzie, bo mnie nie starczyło sił, mam ogromne wyrzuty sumienia przez to. Żałuję, że mamie nie dałam więcej morfiny w tą ostatnią noc, wydaje mi się że bardzo cierpiała. Bałam się, ze przedawkuję i ją zabiję...Mama miała do końca ciepłe dłonie i stopy, nawet w trumnie nie wszystkie paznokcie zsiniały.
Nie mogę znieść jej widoku w agonii, tego wzroku, bulgotania, tego łapania oddechu, po prostu mnie to chyba wykończy. Od postawienia diagnozy, od 18.10 żyłam na skraju wyczerpanie psychicznego i fizycznego. Każda wizyta u mamy w szpitalu mnie kosztowała tak dużo, ze nie da się tego opisać. Każda wizyta u niej w domu podobnie. Niesamowity lęk, strach, obawa przed tym kiedy to nastąpi i jak to nastąpi.
Musiałam to wyrzucić z siebie. Chyba tylko ktoś kto przeżył coś podobnego, jest w stanie zrozumieć i pomóc. Mam potrzebę mówienia o tym, a mam wrażenie że moi bliscy juz mają dość, że chcą zakończyć temat, że nie są w stanie tego uslyszeć. |
Temat: rak płuc z przerzutami do wątroby i kręgosłupa |
atorodek
Odpowiedzi: 45
Wyświetleń: 31783
|
Dział: Nowotwory płuca i opłucnej Wysłany: 2013-11-28, 19:35 Temat: rak płuc z przerzutami do wątroby i kręgosłupa |
Moja mama miala podobne rozpoznanie , tez zaczelo sie od boli kregoslupa; mamie przyklejali plastry, skutrczny okazal sie matrifen 100 + doraznie sewredol; przy plastrach mama mocno podsypiala i odlatywala, ale przynajmniej nie bolalo |
Temat: Przerzuty w wątrobie, płucach i kręgosłupie. |
atorodek
Odpowiedzi: 27
Wyświetleń: 16393
|
Dział: Opieka paliatywna Wysłany: 2013-11-28, 17:25 Temat: Przerzuty w wątrobie, płucach i kręgosłupie. |
Dziwnie sie czuje, poza zalem czuje jakis niepokoj, jakby poczucie winy |
Temat: Przerzuty w wątrobie, płucach i kręgosłupie. |
atorodek
Odpowiedzi: 27
Wyświetleń: 16393
|
Dział: Opieka paliatywna Wysłany: 2013-11-27, 09:34 Temat: Przerzuty w wątrobie, płucach i kręgosłupie. |
Mama zmarla w poniedzialek 25.11. Noc przed smiercia byla straszna, wydaje mi sie , ze bardzo sie meczyla. Nie moglam zniesc tego widoku. Modlilam sie o smierc. Dzis pogrzeb.
Dziekuje wszystkim ktorzy tu zagladali |
Temat: Przerzuty w wątrobie, płucach i kręgosłupie. |
atorodek
Odpowiedzi: 27
Wyświetleń: 16393
|
Dział: Opieka paliatywna Wysłany: 2013-11-19, 21:11 Temat: Przerzuty w wątrobie, płucach i kręgosłupie. |
Ja wlasnie chcialabym wiedziec dlatego mam takie watpliwosci. Chcialabym zeby mama zmarla pogodzona ze swoim losem, zawsze z pokora wszystko przyjmowala, nie miala za wiele,ale jej wystarczalo, nie zadala wiecej; chcialabym zeby powiedziala:' trudno, tak mialo byc, ty musisz zyc dalej'.
Fakty sa jednak takie, ze mama juz nie jest na tyle swiadoma, zeby to przyjac, teraz juz nie ma sensu jej mowic. Miesza sie jej sen z jawa, dzis mnie przez moment nie poznala. Bylam dzis jeszcze u onkologa, zeby swoje sumienie uspokoic. Bardzo mila pani Doktor, taka ludzka ( chyba ze to moj obraz taka litosc wzbudza), potwierdzila, ze nie ma ratunku. Modlilam sie do tej pory o cud, teraz zaczne sie chy a modlic o to zeby mama zasnela i we snie odeszla. Wlos mi sie jezy na glowie gdy czytam tutaj rozne historie i mysle o tym co nas jeszcze moze spotkac. Mam watpliwosci czy np mame odbarczac czy pozwolic sie udusic.
Mama sama mnie wychowywala, mam prace, dziecko i musze wszystko jakos pogodzic. Ale tak naprawde wszystko schodzi na dalszy plan teraz, najwazniejsza jest mama. Mam na szczescie pomoc bliskich w opiece nad mama i nad dzieckiem. Mam tez wyrzuty sumienia, bo od kilku dni zaczelam myslec ze moja mama jest juz innym czlowiekiem. Rycze jak bobr, gdy sobie pomysle, ze juz nigdy to czy tamto....ale jak na nia patrze to widze bezradne dziecko:(
Przepraszam za brak polskich znakow |
Temat: Przerzuty w wątrobie, płucach i kręgosłupie. |
atorodek
Odpowiedzi: 27
Wyświetleń: 16393
|
Dział: Opieka paliatywna Wysłany: 2013-11-15, 22:24 Temat: Przerzuty w wątrobie, płucach i kręgosłupie. |
dziękuję za odzew;
Okazało się, że w naszej wsi działa fundacja - taka namiastka hospicjum domowego - pielęgniarz i lekarz. Tak się szczęśliwie złożyło w tym całym koszmarze, że jeden to sąsiad mamy, a drugi - syn koleżanki z dawnych lat. Pielęgniarz był u niej, poznała go, nawet fajnie mu na pytania odpowiadała, chociaż oczy jej się zamykały. Stwierdził, że ma ciut obniżoną saturację i może być niebawem potrzebny tlen, ale tak naprawdę może to być spowodowane plastrami, a nie chorobą. Poza tym, gromadzi się płyn w jamie brzusznej i będzie go coraz więcej. Powiedział mi wprost, że mama umiera, że jeśli ma mocne serce to może to trwać z miesiąc. Najlepiej byłoby, żeby zapadła w śpiączkę wątrobową, ale to nie koncert życzeń. Potwierdził wszystko co tutaj wcześniej wyczytałam, że nie ma sensu ściąganie wody z brzucha i uporczywe podawanie kroplówek, bo to przedłużanie agonii. Potwierdził, że nie ma sensu szukać onkologa i trochę moje sumienie się uspokoiło. Spadł mi kamień z serca, bo wiem, że medycznie mam z ich strony wsparcie.
Mam jeszcze jeden problem. Mama nie jest świadoma swojego stanu, nie wie że ma raka. Wszystko potoczyło się bardzo szybko, od postawienia diagnozy minęło dziś 4 tygodnie. Na początku czekałam na potwierdzenie wyników, potem na biopsje, potem nie chciałam mamie mówić w szpitalu, potem mama była już pod wpływem plastrów i tak jest do tej pory...Z jednej strony bardzo chciałabym powiedzieć i pożegnać się, chciałabym żeby odeszła pogodzona ze swoim losem i przygotowana na śmierć; z drugiej strony bardzo mi jej żal, boję się, że nie udźwignie tego, że będzie się bać...Musze sprowadzić księdza z namaszczeniem, chyba jutro... |
Temat: Przerzuty w wątrobie, płucach i kręgosłupie. |
atorodek
Odpowiedzi: 27
Wyświetleń: 16393
|
Dział: Opieka paliatywna Wysłany: 2013-11-15, 13:16 Temat: Przerzuty w wątrobie, płucach i kręgosłupie. |
może tym razem ktoś się wypowie....
dzwoniłam do centrum onkologii; mogę przyjechać ale z mamą, musiałabym wziąć karetkę, nie wiem czy jest sens ją męczyć......
najbardziej nie daje mi spokoju pytanie czy jej stan (senność, splątanie) jest spowodowany plastrem z dużą dawką czy postępem choroby |
|
|