1. Link do strony z możliwością wsparcia forum:
https://pomagam.pl/forumdss_2020_22
2. Konta nowych użytkowników są aktywowane przez Administrację
(linki aktywacyjne nie działają) - zwykle w ciągu ok. 24 ÷ 48 h.
|
|
Autor |
Wiadomość |
Temat: Rak esicy z przerzutami, za późno na pomoc? |
evelyn_
Odpowiedzi: 3
Wyświetleń: 4468
|
Dział: Nowotwory przewodu pokarmowego Wysłany: 2014-07-01, 21:01 Temat: Rak esicy z przerzutami, za późno na pomoc? |
Mama jest w trakcie naświetlań, została zapisana do kliniki leczenia bólu. Lekarz stwierdził, że chemia wzmogłaby jedynie obecny ból i nie przyniosłaby efektu. Czekamy również na kolejną tomografię.
Mama nie do końca chyba przyjmuje do siebie fakty. Może to i dobrze, jest osobą depresyjną, a to by ją złamało. Od zawsze mówi, że ma wrażenie, jakby rak po niej chodził.
absenteeism, dziękuję za przeniesienie wątku, czy zdjęcia usunąć czy mogą zostać? |
Temat: Rak esicy z przerzutami, za późno na pomoc? |
evelyn_
Odpowiedzi: 3
Wyświetleń: 4468
|
Dział: Nowotwory przewodu pokarmowego Wysłany: 2014-07-01, 20:24 Temat: Rak esicy z przerzutami, za późno na pomoc? |
Dzień dobry, na początku chciałabym przeprosić jeżeli zakładam wątek w niewłaściwym miejscu i prosić o ewentualne przeniesienie. I żebyście dobrze mnie zrozumieli, przedstawię Wam pokrótce naszą sytuację...
Nie będzie to jeszcze moja historia- póki co... Nawet nie wiem od czego zacząć. Może od tego, że moja rodzina to jedno, wielkie skupisko raków, gdzie Kostucha ma zawsze grabie pełne roboty.
Tata mamy zmarł na raka płuc w roku 1986, mama mamy - na hm... właściwie lekarz określił to tak - babcia walczyła tak zawzięcie, że rak wyszedł jej gardłem. Najpierw piersi, później przydatki, później nie pamiętam co - zbyt mała byłam. Cierpienie babci zakończyło się w 1994 roku, pamiętam jak dziś - była wiosna.
Mama miała siostrę, miała... "Standardowo" zaczęło się od lewej piersi, chemia, chemia, badania. Chwila wątpliwego spokoju. Była cisza, długa i zbyt głucha. Druga pierś - znów chemia. Chemia, chemia i znaleźli raka macicy - kolejna chemia, totalne wyniszczenie organizmu. I jest, jest upragniona remisja, spokój, rok, dwa, pięć. W 2003 roku ciocia zaczęła uskarżać się na bóle kości, nie robiła badań. Może robiła, a my nie wiedzieliśmy, może nie chciała walczyć. Była sama, poza nami. W 2004 roku na siłę sprowadziliśmy ją do naszego domu, do naszego miasta. Spałam z nią, raczej czuwałam, nocami szlochając, owładniała mnie totalna bezradność. Morfina w ogromnych dawkach nie przynosiła nawet krzty ulgi. Cierpiała, a my razem z ciocią.
Trafiła do szpitala w potwornych bólach i cierpieniu. Było już za późno. Przerażający widok cierpienia bliskiej osoby, ta totalna bezradność, która dopada prawie każdego, kto tutaj trafia. Pustka. Diagnoza- rak wątroby, białaczka, zajęta trzustka- maksymalny rozsiew. Śmierć przyszła we śnie, pozostawiając grymas bólu na twarzy, którego nie zapomnę nigdy. Był rok 2004 lato, upalne lato, ciocia miała 45 lat.
Wiecie co? Boję się tej czwórki w dacie. Mamy rok 2014.
Ale cofnę się na chwilkę do 2010 roku. Mamę w tamtym okresie zaczęły nękać bóle brzucha, biegunki, wychudnięcie i brak apetytu. Po różnych perturbacjach związanych z NFZ, zrobiono kolonoskopię. Rak esicy - wielkość ok. 55 mm x 45 mm, zajęte węzły chłonne, wodobrzusze. Chemia - po pół roku - co dwa tygodnie - trzy dni. W między czasie PET, badania, chemie, nawroty, chwila ciszy.
I mamy rok 2014. Przerzuty do płuc, węzłów chłonnych śródpiersia, węzłów chłonnych jamy brzusznej. Progresja. Chemia, radioterapia. Mama jest słaba, nie tylko na ciele.
Jak już wspomniałam mamy 2014 rok. Nie wiem do których drzwi jeszcze zapukać. Jak pomóc, szczególnie, że nie należę do osób wylewnych visa vi. Uchodzę raczej za oschłą, oziębłą. A wsparcie mojej mamie jest teraz bardzo potrzebne. Usłyszałam dziś od lekarza: "Nie widzę sensu męczyć pacjenta chemią, tutaj nic nie pomoże, musicie się z tym pogodzić".
Taką samą diagnozę usłyszałam od chirurga w 2010 roku. "Daję twojej mamie maksymalnie 6 miesięcy, przy takim zajęciu węzłów to cud, że jeszcze żyje". Wtedy jak i teraz, wypowiedzenie takich słów przez lekarza, przyprawia mnie o rozpacz.
Po napisaniu tego wszystkiego nawet nie wiem czy jest sens o cokolwiek Was pytać. Być może musiałam to z siebie wyrzucić. Choć szczerze powiedziawszy, nic to nie dało. Poniżej wkleję wyniki, może troszkę chaotycznie. Ciężko jest udawać. Ciężko jest znów żyć, ze świadomością, że najbliższa Ci osoba umiera, powolnie, w bólach - a ty - choćbyś nie wiem jak się starała, nie potrafisz jej pomóc. Ponieważ nie można nic zrobić. Jedynie być i cierpieć w milczeniu.
Pytanie zawarte jest w temacie. Przepraszam, że się tak rozpisałam bezsensownie.
[ Komentarz dodany przez Moderatora: absenteeism: 2014-07-01, 21:43 ]
Bardzo prosimy o zamieszczanie dokumentacji w formie załączników do posta, nie linków do zew. serwisów hostujących.
|
|
|