1. Link do strony z możliwością wsparcia forum:
https://pomagam.pl/forumdss_2020_22
2. Konta nowych użytkowników są aktywowane przez Administrację
(linki aktywacyjne nie działają) - zwykle w ciągu ok. 24 ÷ 48 h.
|
|
Autor |
Wiadomość |
Temat: Bóg... wiara... czy lekarze |
jo_a
Odpowiedzi: 98
Wyświetleń: 30637
|
Dział: Hyde Park Wysłany: 2012-01-13, 08:34 Temat: Bóg... wiara... czy lekarze |
Cytat: | Dlatego ogromną uwagę należy zwrócić na fakt, czy zarodek jest już człowiekiem, czy nie? |
vioom może to paradoksalne, że wiemy o zygocie, podziałach komórki, czytamy, douczamy się, a "niemalże na plemnik" mówimy czasem "dziecko", "MOJE dziecko". Takie pokręcone natury
"Czasem", "przeważnie" nie oznacza "zawsze". Nie jest również wskazaniem konkretnych osób czy sytuacji. To tylko dywagacyjna dyskusja. |
Temat: Bóg... wiara... czy lekarze |
jo_a
Odpowiedzi: 98
Wyświetleń: 30637
|
Dział: Hyde Park Wysłany: 2012-01-12, 21:44 Temat: Bóg... wiara... czy lekarze |
W kwestii aborcji jestem zdania: "mój brzuch, moja sprawa (i moje sumienie)". Moja w sensie kobiety, która podejmuje decyzję. Bez względu na to czy ona oboje są chorzy/zdrowi/jedno z nich* może walczyć o życie.
Myślę też, że każdą wiarę można uznać za sektę. Przepraszam, jeżeli ktoś czuje się urażony ale niestety takie jest moje zdanie. A i świadkowie jehowi bywają bardziej i mniej ortodoksyjni. Jak i wyznawcy każdej innej wiary, w tym katolicy.
Cytat: | Wobec tego, jak powinna zachować się wierząca, zwykle także młoda kobieta, której w obliczu choroby lekarze oferują "aborcję z konieczności", "zabicie dziecka", "mord na zarodku" czy to samo w jeszcze inaczej dobranych słowach?"
a) decyduje się na łyżeczkowanie jamy macicy, usunięcie nowotworowo zmienionego trofoblastu wraz z zarodkiem (grzech - zabójstwo), potem przechodzi chemioterapię i jest zdrową kobietą z zachowaną możliwością rozrodu.
b) nie decyduje się na leczenie, chce urodzić (na co nie ma najmniejszej szansy), w niedługim czasie później umiera. |
Pomyślmy zatem tak jak potencjalna chora kobieta. Może inaczej, spróbuję przeanalizować jak ja bym postąpiła w takiej sytuacji.
Myślę, że nie ma gwarancji, że dziecko urodzi się zdrowe. To jest decydujące, choć być może okrutne ale... Nie mam gwarancji, że ja przeżyję i nawet jeżeli bardzo kocham już to dzieciątko (myślę, że jest wiele kobiet, które od razu kochają "zarodek"), bardzo na nie czekałam, to nie ma również gwarancji, że ja przeżyję. Załóżmy zatem, że donoszę i uda mi się urodzić niepełnosprawne (jakolwiek) dziecko. I później niestety jest perspektywa, że umrę... To co dalej z takim dzieciątkiem?
Nie umiem napisać: tak, poszłabym usunąć ciążę. Dlaczego nie umiem, a dlatego, że nie jestem w takiej sytuacji. Pewnie na szczęście. A życie przekonało mnie już, niejednokrotnie, że nie warto mówić: JAKBYM JA BYŁ/A W TEJ SYTUACJI TO BYM...
Nigdy nie należy mówić nigdy.
Nadal jednak popieram: "mój brzuch (...), moje sumienie"
*niepotrzebne skreślić |
|
|