1. Link do strony z możliwością wsparcia forum:
https://pomagam.pl/forumdss_2020_22
2. Konta nowych użytkowników są aktywowane przez Administrację
(linki aktywacyjne nie działają) - zwykle w ciągu ok. 24 ÷ 48 h.
|
|
Autor |
Wiadomość |
Temat: Czas ostatni |
marysiowa1
Odpowiedzi: 8
Wyświetleń: 8794
|
Dział: Opieka paliatywna Wysłany: 2017-11-08, 16:25 Temat: Czas ostatni |
marzena66, [b]nikka, Marcin J, Ola Olka, zebrazebra8,[/b]
Dziękuję Wam za odzew i ciepłe słowa.
Nikka, my to chyba się znamy innego wątku...też (niestety; dotyczy wątku, nie znajomości)
zebrazebra8, tak tak, ja też te wyrzuty czułam, bo mimo czuwania wieczorem i w nocy na zmianę, ten ostatni oddech Mamy był bez naszej obecności. A jednie usłyszany. A przecież widziałam, że to już, niebawem i powinnam była cały czas być w Jej pokoju. Ale tak to już jest, odważę się nawet powiedzieć, że nic to nie ma wspólnego z wymiękaniem, chociaż jasne, że się boimy a samo świadkowanie temu momentowi budzi w nas sprzeciw. Wielokrotnie, tu również czytałam, że nasi bliscy często wykorzystują ten moment, kiedy nas nie ma obok. Nikka też o tym pisała.
Tak sobie myślę, może to brzmi dziwnie, że wystarczająco dużo cierpienia dostało się też nam, zostającym tu, jeszcze w czasie trwania choroby i umierania najbliższych, że już nie powinniśmy sami sobie dodawać kolejnych...Ściskam mocno i łączę w zrozumieniu i żalu. |
Temat: Czas ostatni |
marysiowa1
Odpowiedzi: 8
Wyświetleń: 8794
|
Dział: Opieka paliatywna Wysłany: 2017-10-31, 17:31 Temat: Czas ostatni |
Kochani,
Piszę tutaj, bo może komuś te informacje będą pomocne. Jak wyglądały ostatnie chwile, ile trwało odchodzenie, jak można pomóc i jak sobie radzić z emocjami.
Mama została zdiagnozowana 4,5 roku temu. Rak jajnika 3C. Leczenie-standard operacje i chemie, zabiegi typu nefrostomia, stomia… do kiedy można było. To był bardzo trudny i ciężki czas dla Mamy, dla nas zresztą też. Ale nie o tym.
Kiedy, w lipcu, niecałe 4 miesiące temu, Mama usłyszała, koniec leczenia, skierowanie do hospicjum, wtedy zaczęła się równia pochyła. Nam udało się tak zorganizować opiekę, żeby Mama była w domu. Otrzymaliśmy pomoc i wsparcie w ramach hospicjum domowego. A było to trudne, nie tylko ze względu na długą kolejkę oczekujących, ale też opór Mamy. Słowo hospicjum było niemalże zakazane w domu, nie było nigdy rozmów o śmierci, odchodzeniu, niczym z tym związanym. Mama do końca była święcie przekonana, że tak jest dobrze. Myślę, że nawet w dzień przed śmiercią nie wierzyła, że to już teraz, albo że do końca nie chciała nas swoją świadomością zbliżającej się śmierci obarczać. Piszę o tym, bo taka postawa się też zdarza i nie ma w tym nic dziwnego. Nie trzeba wtedy niczego robić na siłę. My z takiego założenia wyszliśmy- tematu śmierci nie było, bo Ona sobie tego nie życzyła, chociaż wiedziała, to oczywiste. Trudne to, ale uznaliśmy że najważniejszy jest Jej komfort i spokój.
Mama odchodziła w domu, otoczona naszą obecnością, miłością, troską i szeptanymi słowami. Ostatnie godziny (Jej było ich koło piętnastu od momentu ostatniego przebłysku świadomości) to czas okropny. Zadziwiające zaś było to, czego można się najbardziej obawiać-nie było w nim bólu fizycznego, który przez ostatnie miesiące i tygodnie Mamy nie opuszczał, mimo stosowania wszelkich metod jego łagodzenia. Ostatnie godziny były bez bólu, ale nie można było Jej dotykać ani przekręcać, żadnych czynności higienicznych, z wyjątkiem zwilżania ust. Nie wiem, czy to normalne, czy tak się zdarza, ale tak było. Zrezygnowaliśmy też z podawania płynów, nie dało się podłączyć ostatniej kroplówki, dotyk powodował grymas bólu, a my nie chcieliśmy, żeby przez to jeszcze cierpiała. Nie powiem, że jest to łatwe, tak pogodzić się i zaniechać , bo cały czas z tyłu głowy krąży myśl: a może się jeszcze ocknie, może należy jednak mimo wszystko to robić do końca…? I twarz, która tak bardzo się zmienia. Sama choroba nowotworowa odarła niebywale piękną kobietę z Jej urody, ale ostatnie godziny zmieniły Ją doszczętnie. Całemu misterium towarzyszyły wszelkie inne objawy zbliżającej się śmierci- coraz płytszy oddech, przypominający pracę respiratora, pół otwarte, nieobecne całkiem oczy, brak jakichkolwiek reakcji, i na koniec oddech stał się głośniejszy, żeby po niedługim czasie ustać.
W tych strasznych ostatnich momentach absurdalnie i zupełnie nieoczekiwanie pomagała nam myśl, że Mamy już z nami nie ma, jest w czymś w rodzaju poczekalni przed dalszą podróżą, a Jej ciało zostaje tutaj niczym zrzucona skóra węża-jeszcze przed chwilą wężem było, ale teraz to tylko skóra, opakowanie, bardzo obolałe, zmęczone i zniszczone…
Czemu o tak intymnym przeżyciu piszę? Bo może komuś żegnającemu najukochańszą osobę to pomoże. Tak silnie, jak Mama nie chciała w swoim życiu TEGO wiedzieć, ja chciałam i szukałam informacji na tym forum, wielokrotnie czytając przez łzy wątki o opiece paliatywnej i odchodzeniu. Może komuś da ulgę, albo pomoże ten wpis.
Pogrzeb odbył się w zeszłym tygodniu-na trumnie stało Jej zdjęcie. Mimo, ze zrobione już w trakcie choroby, w pełni oddające Jej piękno fizyczne, ciepło i wieczny optymizm bijący z Jej oczu. Taką Ją zapamiętamy.
Bardzo bym chciała podziękować tym, którzy pisali i piszą swoje historie tutaj i tym, którzy je moderują, za bardzo, ale to bardzo pomocne, wyważone zdania, podpowiedzi i szacunek do życia i śmierci. |
|
|