Zakładam sukienkę. O takich moja mama mówiła kiedyś- trochę ze śmiechem, a trochę z pogardą- kościołowe. Zakładam więc tą kościołową sukienkę i staranne dobieram buciki. Poprawiam perukę. Sprawdzam teczkę z dokumentacją medyczną. Jestem gotowa. Mogę jechać do ZUS po zasiłek rehabilitacyjny. Przede mną 90 kilometrów. Mam nadzieję, że dam radę. Po 15 wlewach chemii nie jest to takie oczywiste.
W budynku ze szkła i metalu bez większego trudu odnajduję drzwi opatrzone właściwym numerem . Długi korytarz jest prawie pusty. Dużo wolnych krzeseł. Niepewnie przysiadam na jednym z nich. Na kolanach, jak tarczę, kładę teczkę z wynikami badań, wypisami ze szpitala. Cierpliwie czekam na swoją kolej. Idzie mi dobrze, bo cierpliwe czekanie ćwiczę systematycznie odkąd zachorowałam. Gładko uczesana pani gestem ręki zaprasza mnie do gabinetu.
Rozmawiamy. Wyjmuję ostatni wynik tomografii i wypisy z dziennej chemii.
-Przy takiej chemii nie wypadły pani włosy?- pani doktor patrzy na mnie trochę ze żdziwieniem, a trochę może ze współczuciem. Podnoszę palcem do góry brzeżek peruki.
-Więc jednak, ale wygląda bardzo naturalnie. Kiwam głowa na znak, że też myślę. Oprócz odrobiny łysej głowy pokazuję jeszcze całą bliznę pooperacyjną.
-No tak. Przyznaję pani rentę do końca 2013 roku - mówi do mnie, ale ja nie wierzę.
-Nie chcę renty- drży mi broda, na pewno zaraz będę płakać.
-To korzystne dla pani rozwiązanie. O wiele lepsze niż zasiłek.
Ryczę na całego. Głośno.
Wycieram policzki wierzchem dłoni. Skutek marny, cały czas są mokre.
-Przecież na rencie może pani pracować, chociaż kilka godzin w tygodniu - głos ma spokojny, chociaż słychać w nim tłumione emocje.
-Ale ja nie chcę być na rencie- mówię i płaczę jednocześnie.
-Przyjdzie zwariować- to pani doktor- przed chwilą jedna płakała, bo nie dostała renty, teraz pani płacze, bo ją pani ma.
Powiedziała to tak szczerze, że zrobiło mi się jej żal. Mój płacz mógł się wydawać irracjonalny. Ale ja miałam swoje powody. Czułam , że wykorzystają rentę, żeby się mnie pozbyć ze szkoły. No i nie myliłam się.
No nie Lidio. Zasiłek prawnie jest jak zwolnienie lekarskie. Dlatego np. mając zasiłek nie można pracować. Po półrocznym zasiłku mogłam wrócić do pracy.
Idę po czerwonym dywanie. Ostrożnie stawiam kroki. Nie jestem stremowana, chociaż czuję się niepewnie. Nie znam przecież tego miejsca. Wszystko tu jest dla mnie nowe. Rozglądam się z ciekawością. Robię to jednak dyskretnie. Moje nowe miejsce pracy: Akademicka Szkoła Ponadgimnazjalna. Przyjechałam na pierwszą w tym roku radę pedagogiczną. W beżowej sukience i apaszce na szyi. Bardzo się staram, żeby nikt nie zauważył, że jestem chora . Chociaż i tak większość pewnie wie. Tak to już jest w miastach, o których nawet w przypływie fantazji, nie można powiedzieć, że są duże. Notuję wszystko w czarnym notesie. Podkreślam to co ważne. Przy najważniejszym stawiam wykrzykniki. Dobrze mi tu. Wcale nie chcę wychodzić, chociaż rada już się skończyła. Dwie godziny to dla mnie stanowczo za mało. Wyposzczona nauczycielka chciałaby jeszcze. Mam tylko nadzieję, że sobie poradzę. Nie wszystko przecież zależy tylko ode mnie. Takie obawy miałam w ubiegłym roku, kiedy zaczynałam współpracę z prywatną szkołą zajmującą się przygotowaniem uczniów do matury. Nie byłam pewna, czy i w jakim stanie dotrwam do maja. Ale udało się. Wczoraj dyrektor zaprosił mnie na podsumowanie wyników. I z poziomu podstawowego i z rozszerzenia były powyżej średniej krajowej. Cieszę się. Ale największa niespodzianka przede mną. Uczeń, którego przygotowywałam indywidualnie, zdał maturę i to na 56 %. Nie mogę uwierzyć. Bo to nie był zwykły uczeń, to było wyzwanie. Do matury z polskiego podchodził już 3 razy. Ze skutkiem wiadomym, skoro doszło do naszego spotkania. Małomówny, bardzo zamknięty w sobie. Podczas pierwszych lekcji nawet nie patrzył w moja stronę. Miał ogromne problemy z pisaniem. Każde zdanie tańczyło sobie, swój taniec na melodię znaną chyba tylko autorowi. A może i nie. Korygowałam, podpowiadałam, zmieniałam metody. Liczył się cel. No i udało się. Naprawdę wierzę, że wszystko jest trudne, nim stanie się łatwe. Potrzeba tylko albo aż cierpliwości i wiary.
[ Dodano: 2013-08-29, 21:12 ]
Wiedziałam, że zapomnę o czymś ważnym, o czymś, co mi się bardzo spodobało w tej mojej nowej szkole. Klasy językowe- wiem, takie są wszędzie. Ale tu oprócz, nie bójmy się tego powiedzieć, normalnego nauczyciela języka angielskiego są jeszcze konwersacje z native speakierem z samej ameryki i jeszcze 2 godziny niemieckiego i 4 godziny hiszpańskiego w tygodniu. Sama bym się pouczyła w takiej klasie.
Lidio kochana moja, ja nie umiem powiedzieć, co poczułam, jak usłyszałam wynik. A. czytał mi go przez telefon ( nie jeździłam dziś do Warszawy, bo i tak w poniedziałek wyjazd do Doktora). A musiał jechać w sprawie firmy, więc załatwił jedno i drugie.
Kochane moje wspierające i wspierający dziękuję najmocniej jak mogę. Jest w WAS moc. Wasze myśli i modlitwy odnajdują prosta drogę do ucha Pana Boga.
Ściskam mocno i całuję .
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum