Mój Tato walczy z przerzutami - czy tu znajdę wsparcie?
Witam wszystkich ciepło.
Znalazłam to forum szukając jakiegoś miejsca, gdzie są osoby podobne do mnie. Z podobnymi doświadczeniami. Takie, które może już przez to przeszły i wiedzą, jak z tym żyć...
Opiszę w skrócie moją historię.
Mój Tato późną wiosną 2007 roku zgłosił się na kolonoskopię ze względu na problemy z wypróżnieniem i pojawienie się krwi w kale. Wynik dał nam po łbie, bo oczywiście nikt nie spodziewa się, że może go spotkać coś takiego... To się przytrafia zawsze tylko innym, prawda?... Szybko powzięto decyzję o leczeniu. Niestety nowotwór okazał się rozsiany, więc mimo usunięcia guza, lekarze zdecydowali nie tylko o chemioterapii, ale też o radioterapii. Mój Tata jest człowiekiem wysportowanym, pogodnym, podchodzącym do życia optymistycznie. Tak było i tym razem. Włożył w walkę wszystkie swoje siły, pogodę ducha i przetrwał ją wspaniale. Bardzo dobrze zniósł zarówno chemię (nawet nie wyszły mu włosy) jak i naświetlanie. Po roku od diagnozy wydawało się, że wszystko jest OK. Byliśmy pewni, że to co złe, już za nami.
Niestety, na wiosnę w tym roku, dwa lata po tamtej diagnozie, okazało się na kontrolnym RTG, że jest guzek na płucu. Tomografia potwierdziła to niestety, wykrywając dodatkowo dwa małe ogniska na drugim płucu. Diagnoza była w czerwcu, miesiąc później Tata wylądował na chirurgii klatki piersiowej. Wycięto ogniska z jednego płuca, niestety po badaniu hit.-pat. okazało się, że i tu mamy do czynienia z rozsianym dziadostwem - pojedyncze komórki poza obrębem guza. Lekarz powiedział, że nie ma co tracić czasu na czekanie na kolejną operację (mogłaby się odbyć miesiąc później) i zaordynował chemię. Tata dwa tygodnie temu, po szóstym cyklu (zalecili mu 12) zrobił kontrolną tomografię. Guzek pozostawiony wtedy - zmniejszył się. Ale w drugim płucu pojawiły się dwa małe ogniska. Na razie nie wiadomo co dalej, w tym tygodniu Tata ma się widzieć ze swoim lekarzem. Nadal stara się być silny, pogodny, ale wiem, że ten wynik go podłamał. Że spodziewał się, że chemia lepiej zadziała. Że wierzył święcie, że uda mu się to pokonać. A teraz chyba nie jest już pewien.
Ja też nie.
Jestem przerażona, nie mogę sobie dać rady z emocjami. Mam 26 lat, od ponad pół roku bezskutecznie staramy się z mężem o dziecko. Tak bardzo bym chciała, żeby Tata je poznał, żeby pamiętało wspaniałego Dziadka... Moja Mama ma skłonności do depresji. Tworzą z Ojcem bardzo udany związek, kochają się. Nie wiem, jak Ona sobie poradzi, gdy Go zabraknie.
Chciałabym móc coś zrobić, ale wiadomo, że możemy tylko czekać, modlić się, wspierać Tatę. Nic więcej. I to jest najgorsze.
Może zwariowałam, ale szykuję się psychicznie do tych świąt, jakby miały być ostatnimi z Tatą. Chciałabym, żeby były cudowne. Chciałabym łapać te dobre chwile, które zostały. Ale wiem, że gdzieś w środku będę bardzo smutna. Chyba wszyscy będziemy...
Dziękuję, jeśli ktoś przebrnął przez całość.
Napiszcie mi, proszę, jak sobie radzić z tym strachem. Z poczuciem bezsilności. Z obawą o Mamę... Czy jest coś, co mogę zrobić dla mojego Taty teraz? A co mogę zrobić dla siebie, żeby tak się nie zadręczać?...
A może nie ma sposobu?...
Napiszcie mi, proszę, jak sobie radzić z tym strachem. Z poczuciem bezsilności. Z obawą o Mamę... Czy jest coś, co mogę zrobić dla mojego Taty teraz? A co mogę zrobić dla siebie, żeby tak się nie zadręczać?...
Myślę, że te uczucia bedą ci towarzyszyły cały czas!! Na nie nie ma rady!!! Od czasu jak moja mama zachorowała nie potrafię nie myśłeć o niej i jej chorobie!!!! Tez się ciagle zadręczam - chociaz próbuję sobie tłumaczyć, że bedzie dobrze - bo musi!!!
Powiem ci co inni mi mówili - bądź blisko Taty - wspieraj go i kochaj!!!!
Witaj kretka
Niestety uczuć strachu bezsilności się nie pozbędziesz. Musisz próbować jakoś wszystko poukładać i nie zadręczać się bo to nic nie da.
Pozdrawiam
Droga kretko,
Twój post jest bardzo, bardzo dojrzały - znalazłaś się w szczególnej sytuacji i przeżywasz ją i traktujesz b.świadomie.
Większość osób piszących na tym forum to dzieci chorych rodziców, będące często na tym samym etapie drogi, na której Ty się teraz znalazłaś. Jestem pewna, że znajdziesz tu 'pokrewne dusze', które udzielą Ci wsparcia i z którymi będziesz mogła porozmawiać o wszystkim co czujesz.
Twoje uczucia i rozterki, strach, rozpacz, smutek - są w tej sytuacji zupełnie naturalne. Niczego sobie nie zarzucaj i nie zastanawiaj się czy to co robisz, czy o czym myślisz - jest słuszne czy właściwe. Człowiek jest istotą, którą targają emocje, która buntuje się przeciwko nieszczęściu i krzywdzie. masz więc do tego absolutne prawo. Masz prawo płakać, bać się, masz prawo czuć się zagubiona.
Jednocześnie traktujesz sytuację wysoce dojrzale biorąc pod uwagę, że te Święta mogą być w pewien sposób szczególne. Zaczynasz etap, który w pewnym momencie osiągnie postać uczucia pogodzenia się z myślą o tym, że ta walka nie zakończy się zwycięstwem. Nie zgodą (czyt. wewnętrznym przyzwoleniem) na to co się stanie, ale świadomym zrozumieniem sytuacji i w związku z tym przewartościowaniem wielu spraw.
To samo wyzwanie - by 'przestawić ' swoje myślenie na inne tory - czeka obecnie Twojego ojca; i to jemu będzie najciężej.
Ludziom w takiej sytuacji najczęściej pomaga walka i podejmowanie działań. Jeśli będziesz czuła się na siłach - spróbuj swoje aktualne emocje zamienić w silne postanowienie by pomóc ojcu. Pomóc - to znaczy być z nim, wyczuć czy chce porozmawiać, wysłuchać, przytulić, razem pomilczeć, razem się rozpłakać, powiedzieć mu po prostu 'kocham cię, jestem i będę z tobą, cokolwiek się wydarzy'.
Jeśli uda Ci się to, pomożesz i tacie i sobie.
Nie skupiaj się na tym, czego nie dasz rady pogodzić ze sobą - myślę o dziecku; wykorzystaj czas na bycie z tatą i jemu podaruj swoje myśli, w jego stronę skieruj swoje pragnienia - w najbliższym roku będzie wiele, wiele okazji do tego by mu pomóc i go wesprzeć. Blisko spędzonych ze sobą chwil nigdy nie zapomnisz i nie będziesz żałować. Całe życie będą one za to skarbem, który będziesz pielęgnować w swoim sercu - czymś, czego nikt Ci nie odbierze.
Nie będzie Cię też teraz ani później dręczyć poczucie zmarnowanego czasu czy nie wykorzystanych chwil.
To tyle, ile mogę napisać od siebie - z pewnością możesz liczyć na kolejne odpowiedzi od innych.
pozdrawiam ciepło.
Bardzo dziękuję za słowa wsparcia, chociaż przyniosły mi one łzy... Tak trudno o tym myśleć...
Na co dzień, przez większość dnia, myśli nie są tak przytłaczające. Mam w końcu swoje życie - praca, zabiegany mąż, dbanie o dom... Ale w chwilach, gdy nie jestem zbyt zajęta, gdy myśli mogą swobodnie krążyć, spada to na mnie niczym jakiś straszliwy cień. Dusi. Wyciska łzy. Sprawia, że czuję się jedynym człowiekiem na świecie, tak samotnie...
Moje kontakty z Tatą utrudnia fakt, że sama choruję - na zespół lęku napadowego. Rzadko wychodzę sama z domu, właściwie tylko do pracy, którą mam bardzo blisko. A do Taty mam kawał drogi, autobusem. Wiem, że to żadna wymówka, że powinnam wziąć się w garść. Że powinnam jeździć do Taty tak często, jak się da. Ale nie umiem przezwyciężyć strachu. Widuję się więc z Tatą w weekendy (i to nie w każdy weekend), gdy mąż jedzie ze mną na obiad do Rodziców...
Jednocześnie przeczuwam, że Tata nie chce wcale, żeby zachowywać się jakoś szczególnie. On potrzebuje, żeby wszystko toczyło się normalnym rytmem.
Czuję się teraz nie jak dorosła osoba, ale jak dziecko, które się zgubiło i nie wie, co ma zrobić...
uczucie bezsilności towarzyszy nam Wszystkim tutaj obecnym. Każdy z nas na swój sposób musi nauczyć się z tym żyć, a nie jest to łatwe, na pewno. Nie możecie się poddawać! - nawet przez chwilę nie możecie wątpić. Już 2,5 roku walki za Wami i co? - w próżnie to ma pójść ? - w życiu dziewczyno!!!!!! Każdy z nas się boi, każdy żyje nadzieją. Nie my jedni borykamy się z takimi problemami, każdego z nas to spotka taka jest kolej rzeczy na tym świecie. Poradzę Ci tylko tyle. Przebywaj z Rodziną jak najwięcej, bądź z Tatą, Mamą no i mężem oczywiście wartość takich chwil docenia się potem ale aby móc doceniać to trzeba mieć co - nie traćcie czasu.
Tata niech trzyma się ciepło i nie przestaje gasić, w sobie, ducha rywalizacji - przecież sportowiec z niego, no nie?!
Dziękuję
No, sportowiec z Niego, ale taki raczej samotniczy. Jego żywioł to wędrówka po górach, wycieczki rowerowe, pływanie... Ale to też jakieś współzawodnictwo - człowiek się zmaga z samym sobą...
Mam jeszcze Brata, młodszego, ma 22 lata, mieszka jeszcze z Rodzicami...
Nie wiem nawet jak On to przeżywa. Podobnie jak Tata, nie mówi o tym. Jakąś taką skłonność mają mężczyźni w mojej rodzinie - starają się sami poradzić sobie z emocjami, chowają je...
Witaj kretka83
Czytając twoje słowa momentami (przeważającymi zaznaczam) odnosze wrażenie jakbym pisała o sobie. Podobnie jak Ty mam bardzo chorego Tatę. Podobnie jak Ty, mam problem z zajściem w ciążę. Podobnie jak Ty mieszkam z mężem a z moimi rodzicami mieszka moj młodszy brak. No i podobnie jak Ty czuję się w tej całej sytuacji samotna. Jak do tej pory zawsze takie straszne rzeczy działy sie gdzieś obok mnie, dotyczyły wszystkich tylko nie mnie....do czasu. Ale co tam. Nie ma co sie nad sobą użalac, trzeba brać życie jakie jest i cieszyc sie każdym kolejnym dniem z ukochanym Tatą.
Także proszę Cie, kiedy tylko popadniesz w dołek, pomyśl sobie, że gdzieś tam jest sobie Monika, która ma podobne problemy, która też walczy z choróbskiem Taty. Mamy wspaniałych Rodziców i cieszmy sie z tego. Cieszmy sie każdą minutą, godziną, dniem spędzonym razem.
Powiem Ci, że czasami mam wrażenie, iż jestem coraz bardziej zachłanna na wspólne chwile spędzone z Tatą. Tak jakbym chciała nacieszyć sie Nim na zapas. Czy ja już zwariowałam.....??????
Pozdrawiam gorąco
[ Dodano: 2009-12-07, 20:51 ]
pisząc brak...miałam na myśli oczywiście brata...
monika, dziękuję.
Nie zwariowałaś, myślę, że to całkowicie normalna reakcja...
Musimy być silni, a świadomość, że ktoś zmaga się z podobnymi problemami jakoś bywa pomocna, prawda?
Dużo siły Ci życzę.
Witaj na forum kretka83,
Podobnie jak Ty zmagam sie z choroba mojego Taty, z roznica taka, ze niestety nie mam mozliwosci odwiedzenia go czy po prostu przytulenia. Tylko dzieki obecnym technologiom moge go ogladac i uslyszec poprzez Skypa. Tak naprawde cala walke tocza oni, moi rodzice i siostra, ktora jest na miejscu.
Moj charakter odziedziczylam niestety po Tacie, wiec oboje jestesmy dosc skryci i trzymamy nasze emocje na krotkiej smyczy. W chorobie jestem jego lekarzem, psychologiem, rodzicem na dystans (wiem brzmi to dziwnie, ale pilnuje, to badania, tu jedzenie, tu tabletki, tu szalik, itp.)
Dobija mnie, ze okazje rodzinne i swieta spedzamy osobno i dodatkowo fakt, ze tegoroczne swieta moga byc tymi ostatnimi, jednak tli sie we mnie nadzieja, ze moze nie bedzie tak zle
To forum dziala na mnie w dwojnasob:
raz - przypomina mi jak ulotne jest nasze zycie i ze wszystko moze sie skonczyc w okamgnieniu, wtedy doceniam kazda chwile spedzona na rozmowie z Tata
dwa - pozwala mi sie rozladowac psychicznie, wtedy kiedy juz mi sie wydaje, ze nie dam rady dalej (nie pozwala zapomniec o chorobie, ale spojrzec na nia innym okiem, glownie wtedy kiedy czytam historie zwycieskie z tym chorobskiem czy chociaz humor)
zagladaj tu kiedy Ci ciezko, wierz mi nie jestes osamotniona w swych uczuciach, zawsze jest ktos do rozmowy i wzajemnego wsparcia
Kretka,wiem jak bardzo Ci ciężko.
To normalne w takiej walce.Tyle emocji w nas buzuje-żal,strach,wściekłość,miesza się z radością z najmniejszej poprawy.
Dzięki temu forum dużo się dowiedziałam i nauczyłam,że nie wolno sie poddawać.
Jasne,że bywają ciężkie dni w których optymizm jakoś nie chce sie pojawić,ale wiem,że muszę sie podnieść i znowu nabrać sił aby wspierać tatę w walce.
Jest tu tyle życzliwych osób,które przechodzą przez to samo piekło,bezinteresownie pomogają wspierając innych,że napewno zawszew znajdziesz tu pomoc.
Pozdrawiam Cię bardzo i życzę zdrówka!
Witaj Kretka83
my przegraliśmy walkę z chorobą. Różnie to w życiu się układa i nie wszyscy mogą lub też mają siłę być z chorym. Ja tak naprawdę od chwili diagnozy Taty miałam bardzo mało czasu na walkę (4 miesiące). W międzyczasie staciliśmy czteroletniego bratanka. Przez ten okres chciałam jak najwięcej zagarnąć na swoje barki, być przy bracie w czasie walki o życie Piotrusia, cieszyć się z każdego dnia, później organizować jego pogrzeb, walczyć o Tatę, pielęgnować go, cieszyć się z każdej połkniętej tabletki, wypitej kropli płynów, wyrwane chwili, bycia z nim, trzymania za rękę gdy gasnął. I nagle wszystko pękło, już nie mogłam zająć się pogrzebem, czułam i chyba nadal tak jest , jak małe dziecko, któremu zniszczono najpiękniejszy rysunek jaki do tej pory zrobiło. Jak przypominam sobie tamte chwilę: pędzenie do lekarzy, walkę o wizyty o lekarstwa to teraz nie wiem czy dałabym radę. Więc walczcie póki macie czas, na ile dasz radę.
Dziękuję za kolejne ciepłe słowa...
Dziś lepiej trochę, wróciłam po zwolnieniu do pracy, myśli miałam całe przedpołudnie zajęte.
Pomogło też mojemu serduszku to, że - pod wpływem Waszych odpowiedzi - zdecydowałam dać znać Tacie, że o nim myślę. Że go kocham. Po prostu napisałam mu takiego smsa przed snem. W najprostszych słowach, prosto z serca. Odpisał tylko, że mnie całuje, ale taki jest - nie okazuje uczuć, nie mówi "Kocham Cię", a w głębi serca wiem, że jestem jego najukochańszą córeczką i poszedłby za mną w ogień. I wiem, że ten sms dużo dla niego znaczył.
Żyjemy tak szybko, we własnych światach, nie mówiąc bliskim tego co najważniejsze. Tak trudno przechodzą nam przez gardło (a nawet przez papier czy klawiaturę) te najprostsze słowa - "kocham cię, myślę o tobie". A powiedzenie czy napisanie tego sprawia, że lżej człowiekowi na sercu. Cieplej... Dziękuję Wam za impuls, by to zrobić.
Joasiu, bardzo smutna Twoja historia... Życzę Ci dużo siły.
Kretka83, to ważne o czym piszesz, i ileż w tym prawdy. Ale czasami nie trzeba słów by poczuć co drugi człowiek czuje. Mój tata nie był wylewny w słowach, ale wystarczyło na niego spojrzeć jak reaguje, jak stara się stłumić wzruszenie pokasłując... No ale trzeba się brać w garść bo dwoje dzieci dorastających w domu i jeszcze ostatnio zafundowałam sobie kocura (aby zapchać pustkę), więc jest dla kogo działać. Pielęgnuj Ojca na ile jesteś tylko w stanie (choćby ciepłym słowem), działa to jak balsam dla Ciebie i dla niego.
Wiecie co?... Siedzę jak na szpilkach, bo Tata dziś miał być z tym wynikiem tomografii u onkologa, jakoś koło 17-tej. Wysłałam Mu smsa z zapytaniem co lekarz powiedział, do tej pory się nie odezwał... A niestety w mojej rodzinie brak wiadomości to zła wiadomość... Bardzo się niepokoję, ale nie chcę też dzwonić do Taty, bo może wcale nie chce na razie rozmawiać...
[ Dodano: 2009-12-08, 18:55 ]
Zabawne. Ściągnęłam chyba Tatę tym postem Właśnie napisał. Lekarz powiedział, że nie widać dużej progresji (cokolwiek to znaczy). Decyzję czy chemia będzie zmieniona czy dalej ta sama podejmą jutro, po konsultacji z jeszcze jednym lekarzem. Prawdopodobnie po zakończeniu chemii zrobią kolejną operację, ale to też jeszcze decyzja nie podjęta ostatecznie. Póki co najprawdopodobniej w czwartek Tata wchodzi na chemię, na siódmy cykl. Troszkę odetchnęłam. Wiem, że dobrze nie jest, ale skoro chcą leczyć dalej i to jak najszybciej, to chyba znaczy, że coś się jeszcze daje zrobić...
Wiem, że Tata nie dożyje sędziwego wieku, ale kto wie, może jeszcze parę lat?... Na chemii spotkał człowieka, który z nowotworem i chemiami się buja już 15 lat!
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum