Tak na marginesie, jestem tu bo mogę się wygadać tu właśnie i podzielić się moimi obawami, smutkami i rzeczami które mnie dręczą.
Jestem osobą, która wszystko bierze do siebie, dosłownie wszystko i rozkminiam słowa wypowiedziane przez innych, a potem się dołuje. Psychoonkolog mi dużo pomógł w zrozumieniu pewnych moich przemysleń, obaw rodzących się w czasie tej okropnej choroby, mojego podejścia do całej sytuacji, jak już wczęśniej pisałam, Ja angażuję się każdą moją komórką i to jest właśnie to że ja żyję na największych obrotach od czasu diagnozy choroby mojej mamy- nakręcam się i nie potrafię zwolnić trochę odpocząć. I tak jest nawet, gdy jestem u siebie w domu.
Ja gdzieś tam w środku szukam odpowiedzi DLACZEGO i jak mi się wydaje że już ją znalazłam to znowu mi ucieka.W poniedziałki zawsze mam wisielczy nastrój i okropne nastawienie do wszystkich i do wszystkiego .
Wyć mi się chce i krzyczeć.
Ale jest też pozytywna informacja która mnie dziś mocno podniosła Mama czuje się dziś fantastycznie !!!!!!!
i to jest dobra najlepsza informacja
Chodzi i co robi poleciała na działkę
[ Dodano: 2011-07-05, 08:47 ]
Dziś jest wtorek, trochę ochłonęłam, a to że mama czuje się trochę lepiej podniosło mnie z dołka. Wczoraj była z nią Małgosia i jej Jasiu (dobry z niego facet), strasznie się stara ostatnio aby mamie było jak najlepiej.
Do chemii został nam tydzień ,a ja się tak strasznie boję, ale Mama pełna jest nadziei na lepsze życie, oby tak było. Będziemy razem we dwie, wierzę że jakoś damy radę, boję się tylko że zmienię stosunek na gorsze do chemii a i tak mam okropne nastawienie do niej. Czy przemawia przeze mnie strach, lęk, obawa ?
Tyle się naczytałam o skutkach ubocznych że z tąd ten strach chyba, a może poprostu boję się tego co może dziać się po chemii. Może nie dam sobie rady , może coś nie tak pójdzie w trakcie. Boję się
Myśl o tym w ten sposób, że chemia to nadzieja. Nadzieja na dłuższe bycie razem.
To, że się boisz jest całkiem naturalne. Też tak miałam. Teraz dużo bym dała, żeby lekarz chciał jeszcze dać Mamie chemię. U nas kolejna wizyta u onkologa 22 lipca. Nie wiem, czy doczekamy...
_________________ "Ważne jest nie to, co ze mną zrobiono, lecz to co ja sam zrobiłem z tym, co ze mną zrobiono"
Wiesz wszędzie ten czas, trzeba na wszystko czekać i obawa czy wystarczy czasu na wizytę, na inne rzeczy.......
Granda nie wiem co Ci napisać, poprostu nie wiem............
U nas choroba postępuje szybko, więc dalej czekamy i czekamy.............
Jestem z Tobą..........
Coś dzisiaj mi forma spada, jestem zła że nie jestem z mamą ale od wtorku chyba będę z nią, bo zaczyna się chemia i tak rozmyślam czy mam być z mamą od rana w szpitalu, czy przychodzić po pracy około 17.00 ,
szczerze nie wiem co mam robić ?
mama po raz pierwszy dostanie chemię , mówi że się nie boi ALE , to mogą być tylko słowa w celu uspokojenia nas bliskich, a w środku pewnie galaretka ,
Możecie mi napisać czy lepiej być z mamą w szpitalu, czy lepiej przychodzić po pracy ?
Cholera trudne, ale ja bym najchętniej z mamą była
agnieszka39,
Trudno powiedzieć ja jak dostawałam chemię to wolałam być sama(każdy podchodzi do tego inaczej , indywidualnie) znasz napewno Mamę najlepiej więc sama powinnaś wiedzieć jaka jest,dość często sie podsypia a nie powinno, bo chemia nie może przelecieć poza żyłę ,więc trzeba obserwować.Już przy następnych chemiach nie miałam tego problemu bo miałam wszczepiony port dożylni.Jak mamę czeka dość duzo tych chemii warto zapytać się onkologa o zlecenie na port ,wszczepia się do obojczyka i oczywiśie do żyły wygląda tak jak rozrusznik ,bardzo ale to bardzo ułatwia branie chemioterapii nie trzeba za każdym razem szukać żył na ręce, zapytaj lekarza.
Pozdrawiam
Dzieki za podpowiedź Nika, o tym porcie. A moja mama rzeczywiście dużo podsypia, to może zobaczę, porozmawiam z lekarzem we wtorek i zadecyduję na miejscu, tak chyba będzie najlepiej. I oczywiście zapytam o ten port.
również Cię pozdrawiam
Agnieszko, tak jak pisała Nika2 czy być z mamą w czasie chemii ciągle czy nie, to indywidualna sprawa. Ja wolałam, aby przy mnie nikt nie siedział non stop. Gdyby ktoś przy mnie był ciągle, to bym się denerwowała, że ktoś przy mnie jest, traci czas, musi na mnie patrzeć itp. Ale przy innych pacjentkach cały czas siedzieli ich bliscy, ale one tego potrzebowały.
Co do cewnika centralnego i portu. To też należy wiedzieć i pamiętać, że mogą być powikłania. Chyba najczęstszym powikłaniem, które spotykałam to zakażenia bakteriami. Ja ostatnio założenie cewnika centralnego (pod obojczykiem) miałam powikłane odmą opłucnową (jatrogenną). Odma była mała, że nie potrzeba było odbarczenia. Dostałam tylko 'zabawkę' do ćwiczenia płuc i leżałam pod tlenem. Ponieważ odma z dnia na dzień się powiększała, to pan chirurg nastraszył mnie odbarczeniem (czyli kuciem po klatce piersiowej), to bardzo intensywnie ćwiczyłam płuca.
Przez odmę podanie chemii było opóźnione o 3 tygodnie.
Ale nadal uważam, że cewnik centralny to świetna rzecz (jeśli jest planowane podawanie dużej ilości kroplówek). Ponieważ zakładanie wenflona co i rusz, jeżdżenia po żyłach (zwłaszcza tych, które już sporo przeszły) to niefajna sprawa.
[ Dodano: 2011-07-06, 16:18 ]
Agnieszko, sen to dobre lekarstwo
Justynko dziękuję za odpowiedź i tak jak napisałam, decyzję podejmę we wtorek, zobaczę jak mam będzie to znosiła, a znając mamę to nie będzie chciała przynajmniej w pierwszy i drugi dzień abym z nią była, ocenię sytuację i jej nastawienie i ...
ściskam Cię mocno i choć wirtualnie to jestem z Tobą.
Witajcie! Dopiero po piątej chemii założyłem port do wlewek. Było to w sobotę, a w poniedziałek szósta chemia. Znakomicie zdaje to egzamin. Jestem bardzo zadowolony. Czeka mnie jeszcze co najmniej 6 chemii, a może nawet 12.
Polecam wszystkim!
Pozdrawiam! Trzymajcie się!
Fajczarz
Cześć
witam w piątek w dzień wyjca , tak od wczoraj mnie coś wzięło nie wiem czy to dlatego, że jadę dziś do mamy i poprostu się boję spojrzenia w jej oczka (są takie smutne), mama mało pyta o co kolwiek ostatnio, ale lepiej się czuje a to dla mnie dużo a dla niej jeszcze więcej znaczy.
A co do tego portu to popytam i zobaczymy co dalej. Wiecie jak ja nauczyłam się na wszystko czekać i tak czekam odliczam dni, towarzyszy mi straszny lęk o tę moją mam, po chemii biorę wolne i będę z nią non stop tyle ile będzie trzeba i w końcu nie będę myślała że niedziela i że muszę jechać do domu. Cieszę się że będę jej potrzebna mojej kruszynce.
Mama strszanie chudnie, wczoraj moja Małgosia(bratowa) mówiła mi że coraz bardziej widać jej kosteczki przede wszystkim ramiona i plecy jest już bardzo szczupła i czy w związku z tą chorobą wszyscy chudną i nie mają apetytu ? Proszę napiszcie mi .
ściskam wszystkich
wyjec
Agnieszko, ja po każdej chemii jestem lżejsza o co najmniej 3 kg (a nie należę do osób pulchnych), i za każdym razem brak apetytu, jedzenie na przymus, jedzenie smakuje jak trociny. Po chemii jedzenie to męczarnia. Jadłam (jak wróbelek) bo tak nakazywał mi rozum, choć troszkę (choć nie zawsze dawałam radę). Po agresywnych chemiach ziemista cera, brak blasku w oczach, chudość (jak przysłowiowa 'anoreksja'). W pewnym momencie to mija, wraca apetyt i wtedy część straconych kilogramów też wraca. Gdy już mogłam jeść, to bardzo się starałam odzyskać stracone kilogramy, dbałam, aby mieć dobry punkt wyjścia do następnej chemii.
Moja Mama je (cały czas przyjmuje MEGACE - na apetyt), mimo to chuda jest jak szkielecik. Wszystkie kostki można policzyć.
agnieszka39 napisał/a:
towarzyszy mi straszny lęk o tę moją mam
Ja jestem z Mamą codziennie (teraz b. rzadko pojawiam się w pracy), a ten lęk nie odstępuje ode mnie ani na chwilę. Pomimo mojego pogodzenia boję się panicznie. Ryczeć zaczynam jak tylko zamknę za sobą drzwi mieszkania Mamy.
Trzymajcie się ciepło Agnieszko! I miłego weekendu dla Ciebie i dla Mamy. I sił!!!
Drogi WYJCU!
Po operacji schudłem 15 kg... do 100, potem nabrałem troszkę ciałka - wskoczyłem na 105 i tak trzymam. Jem doskonale, nie mam żadnych problemów, oczywiście nie catering szpitalny.
Niech Mama je to, co lubi! Nie mogę jeść wszystkiego, bo po operacji mam zakaz, ale to co lubię i mogę, to jem, nie łopatką, ale wagonem.
Uważam jednak, że najważniejszy jest nastrój - to 50% powodzenia. Uśmiecham się więc do ludzi, do współpracjentów, do lekarzy, pielęgniarek i salowych. Lepiej mi z tym i myślę, że im ze mną!
18 kolejna chemia, 15 Tomograf i będzie wiadomo, w którym kierunku to idzie! Jestem dobrej myśli i tak ma być i już!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Pozdrawiam serdecznie weekendowo WSZYSTKICH WAS KOCHANI!
Fajczarz
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum