Mam 7 albo 8 lat i cienkie, krótkie warkoczyki. Włosów nie można obciąć. Mają być długie, żeby na komunię fryzjerka, która ma zakład w niebieskiej budce przy jednej z głównych ulic miasta, mogła ułożyć loki. To na pewno są wakacje, bo nie jestem w szkole. Idę z mamą na rynek. Lubię te wyprawy. Kupujemy nie tylko pełne siatki warzyw i owoców, ale także oglądamy" ciuchy". Ubrania z zagranicznych paczek leżą na kocach, plastikowych obrusach albo na gazetach i cieszą oczy kolorami. Mama podchodzi, wybiera i uważnie ogląda. Sprawdza jakość tkanin i perfekcje wykończenia. Dziś jest dobry dzień. Znajduje sweterek - bliżniak dla siebie i granatowe, lakierowane pantofelki dla mnie. Pod koniec lat 60-tych te kolorowe szmatki to ambasadorowie jakiegoś innego, nieznanego świata. Tak bardzo się różnią od sweterków, bluzeczek, bucików, które można kupić w sklepach MHD. Mama nigdy nie kupuje dużo. Powtarza po wielokroć, ze nie ilość, tylko jakość mają znaczenie. Pamiętam te nauki mamy, kiedy na rynek z ciuchami zaczynam przychodzić sama. Pamiętam je także, kiedy w latach 90-tych pojawiają się pierwsze szmateksy. Niektórzy wstydzą się do nich wchodzić. Ja takich oporów nie mam. Tak skorupka za młodu nasiąkła. Rzadko jednak odwiedzam używaki, bo zwyczajnie nie mam na to czasu. Tak jest do jesieni 2012 roku. Skończyłam chemię, jestem na rencie i mam czas. Dobra niech będzie prawda szczera- nie mam co robić z czasem. Chcę mieć obowiązki, żeby rana wstać, ubrać się, umalować i wyjść z domu. Spisuję w jakie dni są dostawy w szateksach i poszukuję sklepów z ciekawymi ubraniami. Mają być w doskonałym stanie, mają mi się podobać i mają być tanie. Chodzę codziennie. Nie kupuję dużo. Pamiętam zasady mamy. Wybieram ubrania dla siebie, dla rodziny i w końcu dla koleżanek. Odpowiada im to. Piszą sms-y "Pamiętaj o mnie. Mam chęć na nowy ciuszek" A ja pamiętam. I wszyscy są zadowoleni.
Ja wiem ,żeby wychodzić z domu w trakcie choroby nie trzeba chodzić do używaków. Ale moja mama zawsze powtarzała, żeby nie szlifować bruków. Dlatego każda wyprawa musiała mieć cel.
[ Dodano: 2013-09-03, 19:14 ]
Sukienka w paki 5 zl, kurtka z cienkiego zamszu na wagę 20 zł
Ja w latach 90-tych łaziłam z córką. Powód był prosty, nie miałyśmy forsy na szmatki a w lumpeksach można było wyłowić fantastyczne ciuchy.. Fakt, wymagało to talentu łowcy ale warto było.Miałyśmy orginalne, firmowe rzeczy a podziw koleżanek....bezcenny
teraz nie mam cierpca. Podziwiam Cię szczerze a może znów ruszę na łowy.
_________________ Człowiek potyka się o kretowiska, nie o góry.
Dawno nie udało mi się trafić na ciekawe ciuszki, aczkolwiek koleżanka z pracy ma ochotę i cierpliwość, no i dobre oko, więc czasem i mnie się coś dostanie
Zimno w tym kościele. No ale przecież nie jestem zaskoczona. Wiedziałam o tym. Dlatego przed wejściem nałożyłam kurtkę. Chyba jednak za cienką, bo drżę w ławce. Rozcieram zziębnięte dłonie. Może zbyt gwałtownie stawiam kołnierz. Szarpię końcówki włosów, a one zostają mi w dłoni. Cała garść. Nie wiem, co z nimi zrobić. Nie wyrzucę przecież pod ławkę. Przypomina mi się scena z "Misia" Barei. Jest mi śmieszno i straszno, no i ... gorąco. Nareszcie. Włosy wpycham do torebki i staram się wytrzymać do końca mszy. Po wyjściu z kościoła znów dotykam włosów. I znów mam ich całą dłoń. Wiedziałam, ze wypadną, ale nie byłam przygotowana, że stanie się to tak gwałtownie. Od kilku dni już wyglądały inaczej. Były matowe. Brzydkie. Ale były. Teraz postanowiły przestać być. Zamykam się w łazience i pomagam im wypadać. Są wszędzie: w wannie, umywalce, na podłodze. Na głowie tez ciągle są. Wyglądają okropnie. Mam łyse prześwity. Wiem już, ze trzeba ogolić głowę. Ja sama nie dam rady, A. też nie. Umawiam się do mojej fryzjerki. Aga wie, po co przyszłam. Zamyka zakład od środka. Bierze maszynkę i płacze. Ja ją pocieszam:
-Spokojnie Aguś, mam perukę . Zaraz założę i będzie dobrze.
W peruce wyglądam inaczej. Włosy są krótkie, platynowe. Nigdy takich nie miałam. Aga się rozchmurza. Fachowo przycina baczki peruki.
-Wiesz co Małgoś. Dobrze. Jak bym nie wiedziała, to bym nie wiedziała.
No i dobrze. Aga otwiera zakład i po chwili wchodzi jedna ze stałych klientek.
-Przefarbowała pani włosy? Ładnie. Tak inaczej.
Uśmiecham się i kiwam głową. Niech będzie, że przefarbowałam.
Perukę noszę przez 6 miesięcy. Najgorsze są upały. Cieknie mi wtedy po karku. Do chustki nie mogę się przekonać. Noszę ja tylko w domu. Zakładam ją także na noc. Do tego wieczoru, kiedy A mówi:
- Daj spokój nie trzeba.
Jestem mu wdzięczna.
Najtrudniej wytrzymać w peruce w połowie sierpnia. Upał. Tuż prze burzą. Wracam z chemii. Usiłujemy wyjechać z Warszawy W samochodzie nie działa klimatyzacja, a kiedy stajemy w korku na Marsa, psuje się też chłodzenie silnika, żeby wszystko nie poszło w diabły, trzeba włączyć ... ogrzewanie. W środku jest 55 C. Płynie ze mnie. Patrzę na ludzi w samochodach na sąsiednim pasie i myślę: "Co wy kurczę wiecie o upale"
Włosy zaczynają mi odrastać dopiero w pażdzierniku. Gęste, siwe, kręcone. Z malowaniem czekam do marca. Nie bardzo się udaje. Kolor wychodzi brzydki, matowy. Po miesiącu powtarzam i jest już lepiej.
Wczoraj mijam na ulicy kobietę w chustce. Patrzę na nią. Ucieka wzrokiem. Myślę: "Nie martw się. Minie". Jak wszystko.
małgośka, no powtarzam się, ale co ja mogę - uwielbiam czytać to co piszesz.
Wspaniały z Ciebie człowiek
podpisuję się pod tym stwierdzeniem
Cytat:
Dla mnie te posty to bestseller,który mam nadzieję tak szybko się nie skończy
to także moja opinia
Pisz a to co opisujesz może kiedyś będzie poradnikiem, dla szukających pomocy i zrozumienia w czasie choroby
Mimo że to forma pamiętnika , jest tu tyle cennych porad - chapeau bas za to co tutaj robisz
dla mnie jesteś Wielka
_________________ Nawet jeśli niebo zmęczyło się błękitem, nie trać nigdy światła nadziei.
Pisz a to co opisujesz może kiedyś będzie poradnikiem, dla szukających pomocy i zrozumienia w czasie choroby
Mimo że to forma pamiętnika , jest tu tyle cennych porad - chapeau bas za to co tutaj robisz
dla mnie jesteś Wielka
Cudnie piszesz,tak pięknie ubierasz w słowa swoje opowieści.Ja podobnie jak część forumowiczek najpierw na forum szukam twojego wątku kciukowego, i liczę że znów umieściłaś jakieś piękne słowa.
Pozdrawiam i ciągle czekam na nowe historie.
_________________ "Jeżeli do łóżka chorego nie zaniesiecie miłości, lekarstwa nic nie dadzą"
Ojciec Pio
- Zróbmy inaczej. Spróbuj sobie wyobrazić, że dostajesz taką diagnozę. Napisali czarno na białym, ze chorujesz na rzadko spotykany nowotwór. I jest już późno. On jest w płucach i gdzieś niedaleko nerki. Wyobraziłaś sobie? Dobrze. To teraz powiedz, co czujesz. Byłabyś przerażona. No tak, coś w tym jest. Ja się rozpadłam. Emocjonalnie, no nie fizycznie. Przestałam być. Nie pamiętam wielu dni. One były. I ja byłam, tylko tego nie pamiętam. Wyparłam, zamazałam w głowie, to wszystko, co się wtedy działo. Tak. To jest prawdopodobne, że nie działo się nic. Leżałam. Bez telewizji, laptopa, książki, gazety, bez słów, bez myśli. Nie, nie pamiętam, ile to mogło trwać. Może tydzień, dwa, trzy. A może jeszcze więcej. Ocknęłam się w połowie kwietnia. Pamiętam, co wtedy czułam. To było bardzo silne. Czułam to całą sobą. Doszłam do muru. Do mojego prywatnego końca świata. Wyzbyłam się nadziei. No właśnie nie. Paradoksalnie to postawienie pod murem, poczucie końca dało mi siłę. Pomyślałam, ze nie mam już nic do stracenia. A skoro nic nie stracę, to mogę wszystko. Na przykład walczyć, żyć. Ile się da. Najlepiej jak potrafię. I nie myśleć o chorobie. Bo ona i tak jest, czy myślę o niej czy nie. Naprawdę sądzisz, że tak się nie da? To ja ci mówię, że można. Wiem to na pewno.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum