1. Link do strony z możliwością wsparcia forum:
https://pomagam.pl/forumdss_2020_22

2. Konta nowych użytkowników są aktywowane przez Administrację
(linki aktywacyjne nie działają) - zwykle w ciągu ok. 24 ÷ 48 h.

DUM SPIRO-SPERO Forum Onkologiczne Strona Główna

Logo Forum Onkologicznego DUM SPIRO-SPERO
Forum jest cz?ci? Fundacji Onkologicznej | przejdź do witryny Fundacji

Czat Mapa forum Formularz kontaktowyFormularz kontaktowy FAQFAQ
 SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  AlbumAlbum
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj

Poprzedni temat :: Następny temat
Małgośka - komentarze
Autor Wiadomość
kuna13 



Dołączyła: 07 Wrz 2012
Posty: 464
Skąd: Dolny Śląsk
Pomogła: 59 razy

 #346  Wysłany: 2013-09-07, 17:45  


...da się...ja też to wiem...
 
Masza 


Dołączyła: 14 Mar 2012
Posty: 111
Pomogła: 20 razy

 #347  Wysłany: 2013-09-07, 19:42  


i ja też...
 
małgośka 



Dołączyła: 25 Mar 2012
Posty: 482
Pomogła: 72 razy

 #348  Wysłany: 2013-09-08, 19:01  


Chciałabym móc napisać, że bez włosów wyglądałam jak Natalie Portman albo chociaż Sinead O'Connor. Niestety nie. Choroba zmieniła bardzo mój wygląd i nie mam na myśli tylko łysej głowy. Cała twarz wyglądała inaczej. Przede wszystkim pojawiły się puciate policzki. Nigdy wcześniej takich nie miałam. W tych puckach zginęły gdzieś oczy. Nagle wydały się małe jak szpareczki. Ale może to i dobrze, bo straciłam rzęsy. Akurat na tę stratę nie byłam przygotowana. Wydaje mi się, że nikt o tym nie wspominał. A może ja nie chciałam tego słyszeć. Rzęsy wypadły jakoś tak nagle. Jakby się umówiły i zrobiły to wszystkie równocześnie. No może nie wszystkie, bo kilka outsiderek zostało. Właściwie to nie wiadomo po co, bo wyglądało to tylko śmiesznie. Nie radziłam sobie z brakiem rzęs. Oczy miałam jak wigilijny karp. Wiedziałam ,że można kupić rzęsy w sklepie z perukami, ale nie wyobrażałam sobie, jak mogłabym je codziennie przyklejać. No bo przecież nie tymi palcami. Po kilku wlewach chemii zmieniły się także palce. Stały się grube, spuchnięte i takie jakieś niesprawne. Sztuczne rzęsy w takim razie odpadały. Zaczęłam kredką konturówką malować grube kreski. I to była namiastka . Nie pierwsza i nie ostatnia, bo oprócz namiastki rzęs miałam też namiastkę brwi. One także wypadły. Zostały tylko nędzne resztki. Próbowałam domalowywać je kredką. Wyglądało to jednak sztucznie, więc później robiłam to grafitowym cieniem do powiek.
Mniej więcej w tym samym czasie co włosy zaczęły mi odrastać rzęsy i brwi. Chciałam ten proces przyspieszyć. Jednak odżywka, którą mi polecono, była bardzo droga(270zł). Wtedy nieoczekiwanie żona mojego bratanka poradziła mi olejek arganowy(naturalny). Smarowałam powieki i brwi kropelką tego olejku i niedługo mogłam podziwiać efekty. Rzęsy odrosły wyjątkowo długie, chociaż jasne, takie jak były przed chemią. Maluję je delikatnie tuszem i daje to zupełnie dobry efekt. A nawet zwraca uwagę. Pewnego dnia byłam z koleżanką w herbaciarni i dosiadła się do nas jej znajoma. Przyglądała mi się przez chwilę i w końcu wypaliła:
-Nie lubię jak starsze panie malują sobie rzęsy jak nastolatki.
Patrzyła na mnie prowokacyjnie, ale nic z tego. Nie sprowokowała mnie. Ja na te rzęsy czekałam dobrych 8 miesięcy. Więc mogę. Jeśli chcę.
_________________
małgośka
 
małgośka 



Dołączyła: 25 Mar 2012
Posty: 482
Pomogła: 72 razy

 #349  Wysłany: 2013-09-10, 16:42  


-No to rzeczywiście zostaliśmy wyróżnieni.
Jest ironiczny. Jest zły. Ja też jestem, tylko w odróżnieniu od niego próbuję to ukryć.
-Ktoś musi udekorować salę na studniówkę i w tym roku to nasze zadanie- patrzę mu prosto w oczy. Taka mała próba sił: wychowawczyni-gospodarz klasy.
-Jasne, my to rozumiemy. Tylko dlaczego ci frajerzy z A roznoszą zaproszenia, a my się motamy z salą?-złość nie mija, słyszę ją aż za dobrze.
-Może każdy dostał taka pracę, z jaką jest sobie w stanie poradzić. Zabrzmiałam fałszywie, ale intencje na pewno mam dobre. Próbuję rozganiać chmury, bo mi się w klasie zbiera na burzę. I to jaką!
-Nikt nie powiedział, co mamy zrobić. To powieśmy parę balonów i kilka plakatów. I będzie dość- Szymuś śmieje się ze swojego pomysłu. Ale tylko on.
-Parę plakatów to sobie gostku powieś u siebie w pokoju. Albo robimy dobrze, albo wcale.
I robią. Przygotowują tą dekorację studniówkową przez prawie 2 miesiące. Zostają po lekcjach i malują wielkie płachty szarego papieru farbami samochodowymi. Ma być błysk. I ma być kosmos. Jest dużo granatu, szarości, koloru ciemnego wina. Są planety, mgławice, cała Droga Mleczna. Kłócą się przy tym niemiłosiernie i bratają. I uczą pracy w zespole i odpowiedzialności. Za bardzo się w te przygotowania nie wtrącam. Wierzę im. Są w V klasie technikum i są odpowiedzialni. A przynajmniej większość z nich. Apetyt moich uczniów rośnie w miarę postępów przygotowań. Skoro ściany będą takie piękne, sufit musi im dorównać. Przywożą pożyczoną sprężarkę i dmuchają 6 tysięcy balonów: granatowych , srebrnych, złotych, wiśniowych. W przeddzień studniówki dekorowanie sali kończymy o 1,30 w nocy. Rano budzę się i mam zakwasy. Marzę tylko o tym, żeby odpocząć. Na pewno nie marzę o balu do rana. Jest 10, a ja ciągle w łóżku, bo nie mam siły wstać. Dzwoni telefon. To gospodarz mojej klasy:
-Sorko wisi wszystko.
-Błagam cię Mariusz, a dlaczego miało nie wisieć?
-Bo mnie się śniło, że wszystko spadło
-Tfu, na psa urok. Musi wytrzymać. Jeszcze kilkanaście godzin.
Była to najpiękniejsza studniówkowa dekoracja jaką widziałam. Moja klasa bawiła się fantastycznie., chociaż G. troszkę narozrabiał.( Ale o tym innym razem.)
Wspominam te długie przygotowania, kiedy tylko słyszę, że uczniowie wynajęli firmę zajmującą się dekoracjami albo zorganizowali studniówkę w restauracji, żeby przyjść na tzw gotowe.
No za moich czasów było inaczej
_________________
małgośka
 
rene1 


Dołączyła: 13 Paź 2012
Posty: 168
Pomogła: 9 razy

 #350  Wysłany: 2013-09-10, 18:42  


i wtedy studniówka miała swój urok...
a teraz ,ach przemilczę...
_________________
"Jeżeli do łóżka chorego nie zaniesiecie miłości, lekarstwa nic nie dadzą"
Ojciec Pio
 
małgośka 



Dołączyła: 25 Mar 2012
Posty: 482
Pomogła: 72 razy

 #351  Wysłany: 2013-09-12, 18:22  


Grzebię w szafce z papierami. Właściwie to mam w niej porządek. Wszystko poukładane w kolorowych teczkach. Tylko nie mogę zapamiętać, co w której. Więc grzebię. Szukam starego scenariusza apelu z okazji Święta Niepodległości. Będzie mi w tym roku potrzebny. Musze go we wtorek zanieść do akceptacji albo napisać nowy. Szukam. Przekładam kolejne kartki. Czytam. Scenariusza póki co nie ma. Jest to:
"Pani Małgosia "
Historia uczniowska
z 1999 roku
Na jednej stronie wierszem pisana

Pani Małgosia wychowawczyni nasza
Tyś najlepszą polonistką, nie za wysoką nie za niską
Dziś mądrość Twą w całej ozdobie, widzimy i podziwiamy.
bo jesteśmy przy Tobie
Jak my byliśmy tępym ludem, tak nas uczniów od niewiedzy powróciłaś cudem
Codziennie zaspaną podnoszę powiekę
Bo wiem, że dzięki Tobie będę lepszym człowiekiem
Tymczasem gdy wchodzimy na szkolne łono,
Ty uspokajasz naszej klasy grono!
I niech Ci za to będą dzięki!!

Uczniowie klasy III T dziękują swojej wychowawczyni
i życzą wszystkiego najlepszego z okazji Dnia Nauczyciela

Czytam tą kartkę kilka razy. I się śmieję. Napisali to na komputerze, wydrukowali w kilkunastu egzemplarzach i rozwiesili w całej szkole: na drzwiach pracowni, pokoju nauczycielskiego, tablicy ogłoszeń, drzwiach wejściowych. Jedną z nich zdjęłam i schowałam na pamiątkę. Wyjęłam dziś po 14 latach.
Talentu to oni nie mieli, ale serca do mnie, to mieli dokładnie tyle, ile ja do nich.

To zawsze jest sprzężenie zwrotne.
_________________
małgośka
 
miss_misery 


Dołączyła: 29 Sty 2013
Posty: 46
Pomogła: 6 razy

 #352  Wysłany: 2013-09-13, 09:37  


Małgosiu, jestem absolwentką polonistyki, ale nigdy nie uczyłam w szkole (oprócz miesięcznych praktyk w gimnazjum i liceum). Robię coś zupełnie innego, tak wybrałam. Moja obecna praca nie niesie ze sobą żadnych wzruszeń. Nigdy nie żałowałam, że nie spróbowałam nauczycielstwa. Do teraz, czytając Ciebie...
Moje polonistki, zarówno w podstawówce jak i w liceum, to były świetne babki. Była w nich wrażliwość, taka jawna niedoskonałość (nie tylko charakterologiczna, ale i fizyczna - jedna grasejowała, druga była zakręcona jak drzwi na poczcie - wszystkiego zapominała, gubiła wypracowania itd.), obie cierpiały na lekki weltschmerz. Ty mi je przypominasz :)
Wiwat polonistki!
_________________
Don't worry. Don't be afraid, ever...
Because this is just a ride.
 
małgośka 



Dołączyła: 25 Mar 2012
Posty: 482
Pomogła: 72 razy

 #353  Wysłany: 2013-09-13, 12:07  


Miss m. Bardzo kocham uczyć. Przez chwilę próbowałam być nadzorem pedagogicznym, ale szybko zrezygnowałam. To nie dla mnie. Mnie pociąga: "Świat naprawiać- rzemiosło zuchwałe". I wierzę, że nie jestem głupia.
Miłego deszczowego piątku Miss m.
A właściwie dlaczego Miss m? Lubisz Kinga?
_________________
małgośka
 
miss_misery 


Dołączyła: 29 Sty 2013
Posty: 46
Pomogła: 6 razy

 #354  Wysłany: 2013-09-13, 12:53  


Kinga nawet lubię, nie wszystko, ale lubię. "Bastion" lubię na przykład.
Ale nick jest od:
http://www.youtube.com/watch?v=zH8-lQ9CeyI
Niebywały artysta, bardzo zdolny. Bardzo smutna historia życia. Śpiewał tę piosenkę na rozdaniu oskarów w 1998 r., tak bardzo tam nie pasował ze swoją muzyką i gitarą, że jak to oglądałam, to ryczałam jak bóbr (a byłam wówczas hiperwrażliwą nastolatką). Jakiś czas później popełnił samobójstwo zadając sobie cios nożem w klatkę piersiową (choć okoliczności nie zostały nigdy dokładnie zbadane).
Nie słuchaj go tylko jak dopada Cię melancholijny nastrój, znajdziesz się głębiej niż sześć stóp pod ziemią ;)
_________________
Don't worry. Don't be afraid, ever...
Because this is just a ride.
 
małgośka 



Dołączyła: 25 Mar 2012
Posty: 482
Pomogła: 72 razy

 #355  Wysłany: 2013-09-14, 17:21  


Znają ją wszystkie moje koleżanki. Ale tylko z opowiadań. Stworzyłam z niej taką trochę mityczną postać. Oczy im błyszczą, kiedy mówię, że 2 lata mieszkała w Pekinie i na tamtejszym uniwersytecie uczyła się chińskiego. Żałują, że są już za stare na takie eskapady, kiedy opowiadam o jej podróży Koleją Transsyberyjską do Irkucka albo o podróży przez Mongolię, podczas której wykorzystywała kredki i plastelinę jako towar wymienny. Towar będący przedmiotem pożądania tubylców. Śmieją się głośno, gdy mówię, jak w małym portugalskim czy może hiszpańskim miasteczku pewnej niedzieli obudziły ją ściszone rozmowy. Okazało się, że to wierni śpieszący na poranną mszę. Przyglądali się jej ze zdziwieniem, bo w ciemnościach rozłożyła karimatę tuż przy wejściu do kościółka. Wszystkie wiedzą, że jest, tylko nikt jej nie widział. Do wczoraj. Spotkałyśmy się po dobrych kilkunastu latach kontaktów wyłącznie mejlowych. W piątkowy wieczór siedzimy na kanapie w herbaciarni i nie możemy się nacieszyć. Zdumiona dostrzegam, że nic się nie zmieniła. Wygląda tak jak kiedyś, tak samo patrzą na mnie jej mądre brązowe oczy. Mówimy bez przerwy przez dwie i pół godziny. Trochę o mojej chorobie, trochę o jej życiu w Londynie. Zajmuje się terapią uzależnień. Lubi swoją pracę, ale ciągle szuka. Bo praca ma mieć cel i sens, a nie tylko dobrą gratyfikację finansową. Jest szczęśliwa, kiedy pomaga zmieniać życie. Na przykład tej młodej dziewczynie, która osiągnęła w zawodzie wszystko, zarabiała mnóstwo i piła, żeby zapomnieć. Zapomnieć o tym, ze nie znosi swojej pracy, nie ma czasu na prywatne życie. I że nie znosi siebie, bo nie umie, nie ma siły nic z tym zrobić. Terapia przyniosła efekty. Dziewczyna zmieniła pracę. Jest szczęśliwa.
Gadamy o niej w tej małej herbaciarni .
Uśmiechamy się do siebie.
Mamy taką sama filozofię życia.
Jesteśmy do siebie bardzo podobne.
Nauczycielka i jej dorosła uczennica.
Historia zatoczyła koło. Po czasie rzucania ziarna, tego wieczoru zbieram plon.
_________________
małgośka
 
małgośka 



Dołączyła: 25 Mar 2012
Posty: 482
Pomogła: 72 razy

 #356  Wysłany: 2013-09-16, 17:47  


Leżę w małym szpitalu zakażnym w moim mieście. Dwa miesiące w izolatce, bo leczą mnie na chorobę, której nie mam. Ktoś w wielkim mieście spartolił wyniki. Ale ja oczywiście wtedy jeszcze tego nie wiem .Więc leżę tam i nie choroba mi dokucza, tylko samotność. Na oddziale oprócz mnie ani jednej kobiety. Sami mężczyżni. Średnia wieku ok 60 lat. Większość z nich nie ma nawet domowej piżamy, tylko okropne szpitalne pasiaki. Dzień zaczyna się tuż przed 6. Dyżurna pielęgniarka krzyczy:
-Po leki proszę. Po leki prooooszę! Komu tam się wstawać nie chce? No raz raz!
Przy dyżurce ustawia się kolejka zaspanych pasiastych piżam. Nikt na nikogo nie patrzy. Nikt do nikogo się nie odzywa. Nikt nie mówi dzień dobry. bo może tu nie ma dobrych dni.
Przez kilka pierwszych dni oszukuję samotność. Wyglądając przez okno. Zaprzyjażniam się z malutką kotką i jej puchatym dzieckiem. Wyrzucam im resztki ze śniadania lub obiadu. Po kilku dniach, kiedy tylko otwieram okno, kocica pojawia się nie wiadomo skąd i zadziera maleńki łepek do góry. Rano mówię jej dzień dobry. Wieczorem życzę miłych snów. Po jakimś czasie, kiedy się już na tym przeraźliwie smutnym oddziale zadomowię, będę do niej chodziła z mlekiem i swoim nowym kolegą. To takie koleżeństwo szpitalne. Łączy nas tylko pobyt na oddziale. Jest rolnikiem z małej wsi niedaleko G. Rozmawiamy o krowach, bo nastawiony jest na produkcję mleka. Potem rozmawiamy także o kotach, bo mój kolega kocha zwierzęta. Na oddziale wstaje pierwszy, bo tak jest przyzwyczajony, odmawia pacierz, nastawia wodę na kawę i niesie kotom mleko. Oczywiście nielegalnie. Zanim pielęgniarki krzykiem obwieszczą początek dnia, on już jest z powrotem. Nikt do niego nie przyjeżdża, chociaż ma rodzinę. Nie chce o niej mówić. Pytany zmienia temat. Kolegujemy się przez 6 tygodni. Póżniej on wychodzi. Dostaje skierowanie do Instytutu na Płocką do Warszawy. Przychodzi do mnie do sali i jak zwykle staje w drzwiach. Boi się. W Warszawie był tylko raz. Duże miasto. Obce. Pocieszam. Obiecuję pamiętać.
I pamiętam.
Chociaż nie wiem , jak się potoczyły jego losy.
Losy mojego szpitalnego kolegi od kotów.
_________________
małgośka
 
ewka1 
PRZYJACIEL Forum



Dołączyła: 21 Lut 2012
Posty: 2300
Skąd: Wielkopolska
Pomogła: 226 razy

 #357  Wysłany: 2013-09-16, 19:59  


Małgośka,tak czytam o Twoim szpitalnym koledze i na wspomnienia mi się zebrało..
Mój Tato leżał na sali z panem M. Pan M. miał raka nerki jasnokomórkowego z przerzutami do głowy i płuc.Wyglądał na ciężko chorego i taki też był jego stan.Mój Tato, mimo (jak się później okazało) zaawansowanej już choroby nowotworowej wyglądał na zdrowego człowieka (z zewnątrz).Pan M. i Tato bardzo się polubili.Pan M.bardzo przeżywał,jak Tatę przewożono do innego szpitala celem zrobienia badań. Jak Tato umarł nad ranem to Pan M. spał.Jak się obudził,ciała Taty już nie było na sali.Pielęgniarki bały się,jak zareaguję na wiadomość o śmierci Taty i powiedziały Mu,że Tato poszedł do domu na przepustkę.
Pan M. zmarł równo tydzień po moim Tacie.Z żoną Pana M. mam kontakt do dzisiaj.Dzwonimy do siebie i raz ją odwiedziłam.
Był jeszcze na sali Pan B. Ten Pan był przy moim Tacie tej nocy,kiedy Tato umierał.Rozmawiali,pili jeszcze razem herbatę.Tato cały czas mówił do niego,że nie dożyje rana.I tak się stało....Bardzo przeżył śmierć mojego Taty.
Jak się później dowiedziałam,Pan B. też miał podejrzenie nowotworu.
Nie wiem,co się z nim teraz dzieje,a bardzo bym chciała....chciałabym mu jeszcze raz podziękować za jego obecność przy moim Tacie tej ostatniej w Taty życiu nocy.
Przepraszam Małgosiu,że posmęciłam,ale tak jakoś mi się zebrało...
_________________
ewka
 
małgośka 



Dołączyła: 25 Mar 2012
Posty: 482
Pomogła: 72 razy

 #358  Wysłany: 2013-09-17, 17:32  


Te koty spod szpitala dokarmiam do dziś. 30 sierpnia minęły dwa lata. Maleńkiej koteczki już nie ma. Jest jej potomstwo i potomstwo jej potomstwa. Spora gromadka. Z 10 kotów. W tym 4 maluchy urodzone tego lata. Całkiem biała- Śnieżynka, czarny jak noc Węgielek oraz dwa kotki w łatki, które jeszcze nie maja swoich imion. Kiedy idę z jedzeniem zazwyczaj na spotkanie wybiega Szarlotka albo Krówka. Krówka jest cała w białe łatki, Szarlotka pręgowana. Obie uwielbiają pieszczoty. Kiedy wykładam jedzenie do pojemników, ocierają się o nogi, domagają drapania i głaskania. Gadają do mnie po kociemu: Mrau, mrau. Nie chcę być niegrzeczna, więc się kotom tłumaczę:
-Nie mogę dłużej zostać, spieszę się na zakupy;
Nie przyjmują tłumaczeń. Mówią nachalnie:mrau, mrau
Więc przekupuję:
-Nie gadajcie tyle, bo inne opróżnią miseczki. Ten argument czasami pomaga.
Martwię się o te koty. Na przykład dziś. Ciągle pada deszcz i wypłukuje jedzenie z miseczek. Niepokoję się też wtedy, gdy dzieciarnia z pobliskiego gimnazjum, pali papierosy zbyt blisko ich norki. Nie chcę, żeby zrobiły im krzywdę. Chociaż przyznać trzeba, że jak wszystkie dzikie koty, te też są nieufne. Uciekają przed ludżmi. Mnie i A. poznają. W jaki sposób, nie wiem. Ale w końcu jesteśmy tam każdego dnia. W niedziele, święta, upał, deszcz, mróz. Zawsze. Nie było nas tylko wtedy, gdy wyjeżdżałam na 3dniowe wlewy chemii do Warszawy, ale zawsze znajdowałam zastępstwo. Martwię się też wtedy, gdy któryś z kotów przestaje się pojawiać. Tak było ze Skocznisiem. Jednym z najweselszych kotów, jakiego znałam. Nie biegał, tylko skakał. Jak koty na kreskówkach. Po jakimś czasie przestał się pokazywać. Myślę, że coś mu się stało. Smuci mnie to. Ale A, ma swoją wersję:
-Skoczniś oddał za ciebie życie. Wiesz, ze mają 9 żyć. I zawsze mogą to zrobić, jęśli kogoś kochają, a ten ktoś jest chory.
Mitów o kotach jest chyba tak dużo jak samych kotów.
_________________
małgośka
 
biala12 



Dołączyła: 08 Sie 2013
Posty: 108
Skąd: Gliwice
Pomogła: 29 razy

 #359  Wysłany: 2013-09-17, 18:02  


Małgosiu w moim bloku też sie kotki urodziły .Wystarczyło dać ogłoszenie na tablicy .pl i w ciągu kilku dni kotki znalazły dom :)
 
 
małgośka 



Dołączyła: 25 Mar 2012
Posty: 482
Pomogła: 72 razy

 #360  Wysłany: 2013-09-17, 19:38  


Biała kochana u nas w mieście nie jest to takie proste. Chociaż na pewno spróbuję. Ostatnio znalazłam dwa domy dla kotów. W sierpniu dla Luśki. Z Luśką było tak. Wracałam z zakupów, a pod blokiem czekał już sąsiad .
-Idzie pani zobaczyć. Pani Gosiu, bardzo proszę.
I zaprowadził mnie na ogromny trawnik za blokiem. A tam w trawie , ledwo żywe 5-6 tygodniowe maleństwo. Zagłodzone, bez picia, leży w kępie trawy w pełnym słońcu. A. bierze na ręce tego maluszka, a łepek zwisa bezwładnie. Wiadomo, natychmiast do weterynarza. Dobry wet, pomógł maleństwu. Po tygodniu w wetowym szpitalu, przyjechała do nas do domu. Wiadomo było, że nie zostanie, bo moje koty jej nie zaakceptowały. Na szczęście Luśka była taka śliczna, że zakochała się w niej Marzenka-pielęgniarka, która przychodzi do mojej mamy. I teraz Luśka rządzi u niej w domu. Na działce u mamy Lili jest rudasek, ale jego weżmie nasza sąsiadka.
Dziękuję biała. Każdy pomysł dobry, żeby pomóc kotom.
_________________
małgośka
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  


logo

Statystki wizyt z innych stron
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group