Jestem, jestem. Tylko taka nostalgiczna. Dziś przyszedł z wizytą mój brat i urządził mnie i mamie nieoczekiwany powrót do przeszłości.
-Mało dzieci na tym waszym osiedlu.
Milczę, przecież nie będę potwierdzać oczywistego. Mieszkamy na jednym z najstarszych osiedli w mieście . Tu zestarzały się nie tylko domy, ale także ich mieszkańcy. Dzieci rzeczywiście niewiele, w naszej klatce schodowej tylko troje i to w wieku póżno podstawówkowym albo wczesno gimnazjalnym.
-Pamiętam ( to znowu on), jak się wprowadziliśmy, po tyle dzieciaków to było średnio w każdym mieszkaniu. Na podwórku tłum i nawet żadnego placu zabaw . Nic. Stawialiśmy dwie cegły i latało się pół dnia za piłką. Albo całą bandą chodziliśmy do kina. Bilety były tanie. Po 6 i po 8 złotych, a i to mama nie zawsze chciała dać.
Mama uśmiecha się może przepraszająco, a może do wspomnień. Bratu też te wspomnienia miłe, bo ani myśli przestać.
-Jak nie było kasy, to chodziliśmy na Piaski, zrywać czarny bez i nosiliśmy do skupu. Nie gardziło się też kwiatem lipy i rumianku. Można było na bilet uzbierać. A jak się nie chciało po krzakach i polach latać, to obchodziło się osiedle i z butelkami do skupu. 4 butelki po mandarynce, pamiętasz te ze szklanym zamknięciem, i do kina można było iść. Słuchaj a kino, przecież to były drewniane krzesła , sala bez klimatyzacji i jakoś nikomu to nie przeszkadzało.
Trochę pamiętam, a trochę nie. On jest starszy o 9 lat, więc mamy inne wspomnienia. Kiedy on biegał z chłopakami z osiedla do kina, ja w piaskownicy za blokiem bawiłam się w sklep. Wszystko tam było, kwiatki, kamyczki, skrawki materiału, stare guziki, puszki po paście do butów. Czasami w piasku zakopywałyśmy skarby. Wystarczyło sreberko od czekolady, kwiatek, trawka. listek, drobna gałązka. Taką kompozycję układało się w jamce wygrzebanej w ziemi , przykrywało kawałkiem szkiełka i zasypywało .
Takie biedne było to nasze dzieciństwo. Bez komputerów, gier, telefonów komórkowych. Ale uczyło kreatywności. Zabawę przecież trzeba było sobie wymyślić. I uczyło bycia z innymi, bo dobra zabawa była tylko w gromadzie.
[ Dodano: 2013-10-04, 17:10 ]
I proszę bardzo mam puentę.
We wtorek siedzimy w pokoju nauczycielskim, rozmawiamy o przyszłości szkoły, o tym jak zabezpieczyć na przyszłość dobry nabór. Ja ni z tego ni z owego, nieoczekiwanie dla samej siebie. wymyślam nowy profil.
-Wow, ale ty jesteś kreatywna - nowa koleżanka mówi to trochę żartami a trochę poważnie.
Pewnie, dziś nawet wiem, skąd mi się to wzięło. Latami ćwiczyłam w piaskownicy za blokiem.
Małgosiu nie wiem jak to mozliwe ale opisałas moje dzieciństwo.Również robiłam "kokosy" na butelkach ze śmietany były takie małe 250 ml. . Boże jak to szybko mineło. Strasznie lubie Twoje wspomnienia buziolek
[ Dodano: 2013-10-04, 17:27 ]
do dziś pamietam smak gumy Donald, oraz zbieranie i wymiane historyjek z nich. ... Toboły piekne dni.....
_________________ ...Przyjaciele są jak Anioły,które podnoszą Nas,kiedy nasze skrzydła mają kłopoty z przypomnieniem jak sie lata....
Dziękuję Małgosiu bo znowu mogłam się cofnąć wspomnieniami do lat dzieciństwa.
Dzięki Tobie odleciałam chociaż na moment od tej okrutnej rzeczywistości
_________________ Lidia
Nauczmy się kochać ludzi....bo tak szybko odchodzą.
Wieszam na balkonie ściereczki. Nie zmieściły mi się w łazience. W powietrzu czuję zapach, który zawsze bardzo lubiłam. Zapach jesieni, ale nie tej ze słońcem i babim latem. To zapach jesieni otulonej strzępkami mgły, wysłanej więdnącymi liśćmi. Jesieni przywołującej wspomnienia tych, którzy odeszli na zawsze. Jest wśród nich moja filigranowa babcia Bronia. Pamiętam jej piękne niebieskie oczy i długie włosy, które obcięto jej tylko raz w życiu, kiedy 8 tygodni leżała chora na tyfus i przyjeżdżał do niej nawet doktor z miasta. Krótko przed tym jak zachorowała, dowiedziała się o śmierci swego narzeczonego. Zginął na froncie. Był rok 1917 a może 1918. Póżniej babcia długo nie chciała nawet słyszeć o zamążpójściu. Z godnością znosiła , kiedy nazywano ja starą panną. W końcu ,mając 23 lata, wyszła za mąż za młodszego brata swego narzeczonego. Szybko owdowiała. Sama wychowała 2 córki. Nigdy nie wyszła ponownie za mąż. Dożyła sędziwej starości. Kiedy umierała, mając prawie 80 lat, wołała po imieniu tego swojego zabitego podczas wojny narzeczonego.
Miał ciekawe życie. Jeszcze jako panna mieszkała z rodzicami i rodzeństwem w Rosji. Pracowała na barce zakotwiczonej na Wołdze. Po latach małej Małgośce opowiadała:
-Jak tam było pięknie. Jaka tam byłam szczęśliwa. Jak tam smakowały arbuzy.
Po tylu latach pamiętała ich smak i to że sok dojrzałego owocu czerwonymi strumykami spływał jej po palcach.
W TV, którą mama ogląda od rana do wieczora, dwóch młodych ludzi opowiada o akcjach organizowanych na portalach społecznościowych. Propagują życzliwość. Panowie rozentuzjazmowani. A ja myślę sobie, że marnie z tą życzliwością na co dzień, skoro ją trzeba w internecie reklamować. Życzliwość budzi zdziwienie, a nawet niepokój. Dzwonię dziś do jednej z firm w sprawie rachunku. Moim zdaniem mocno zawyżonego. Robię to niechętnie. Ociągam się. Wiem dlaczego. Podobną sytuacje miałam w styczniu. Reklamacja nie została uznana. I musiałam płacić. To była duża suma. Więc teraz drżą mi ręce. Po drugiej stronie kobiecy głos. Ani miły, ani niemiły. Urzędowy. Wyjaśniam, mówię o doświadczeniach z poprzedniego razu. Zastrzegam się, że na wiele nie liczę, ale nie mogłam nie zadzwonić. Kobiecy głos prosi o cierpliwość. Trwa to naprawdę długo, a potem słyszę, że zaszła pomyłka. Faktyczny rachunek jest zdecydowanie mniejszy. Pani przeprasza w imieniu firmy, a ja jestem tak zdumiona, że nie wiem , jak zareagować. W końcu udaje mi się wydukać :"Dziękuję". Ale tak naprawdę nie powinnam być zaskoczona swoją reakcją, bo wczoraj sama wprowadziłam w osłupienie panią sprzątającą naszą klatkę schodową. Widuję ją dosyć często, bo często sprząta. Mówimy sobie : "Dzień dobry". Dawno zauważyłam, że pracuje zdecydowanie lepiej niż osoby, które to robiły przed nią. Wczoraj więc po dzień dobry zapytałam:
-Czy może mi pani podać numer telefonu do swojej szefowej?
Pani zamarła ze ściereczką w dłoni. Cisza. Nic nie mówi. I nic nie robi. Jak skamieniała. Ponawiam prośbę.
-Mogę, ale po co?
-Chcę pochwalić pani solidną pracę.
Szkoda, że nie mogę dodać zdjęcia, bo miny którą zrobiła raczej nie jestem w stanie opisać. Delikatnie rzecz ujmując, była żdziwiona. I nie wierzyła.
Wracam z numerem do domu i dzwonię. Mówię z jaką sprawą. Cisza. A chwilę póżniej:
-Proszę jeszcze raz powtórzyć.
Powtarzam. Głęboki oddech szumi w słuchawce.
-Nie zrozumiałam na początku, bo ludzie to do mnie ze skargami dzwonią. Z pochwałą to pani pierwsza.
Może więc trzeba reklamować życzliwość w internecie. Żeby nie zaskakiwała.
Małgośka, dobry wieczór...
Od jakiegoś czasu jestem tu na forum z powodu choroby mej mamy. Dziś - przeglądając wątek kciukowy - "poznałam" Ciebie. Najpierw czytałam od końca, potem weszłam na merytoryczny, a teraz zatrzymałam się tu na 14 stronie i muszę, niestety, przerwać czytanie, bo robię sernik mamie i w końcu mnie noc zastanie ( tak mi się "rymło") nad tym komputerem.
Jestem pod ogromnym wrażeniem twej osoby... i tych wszystkich historii zamkniętych w pięknych słowach...
Gdy chodziłam do podstawówki, czytałam namiętnie książki wypożyczone z biblioteki. Zdarzało się często, jak siadałam na swym łózku - jeszcze z tornistrem na plecach !- i wyjmowałam jakąś książkę i .... po 2-3 godzinach słyszałam głos mamy: dziecko! znowu?
Czytałam, zapominając o bozym swiecie. Dziś poczułam się jak przed laty, bo właśnie chwilę temu mój mąż mówi do mnie: a co z tym sernikiem? Zdąrzysz na jutro?
Pozdrawiam Cię cieplutko. I masz kolejnego wiernego czytelnika.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum