W pierwszej klasie omawiamy "Króla Edypa". Idzie średnio. Bo co ich właściwie obchodzi historia tebańskiego króla opisana w dramacie sprzed kilku tysięcy lat. Ale ja nie odpuszczam. Na ostatniej lekcji poświęconej lekturze zadaję pytanie. Prowokacyjne.
-Czy tragedia Edypa może być naszą tragedią?
Prawie wyskakują z ławek. Przyłapali panią na głupim pytaniu. Ani przez chwilę nie mają wątpliwości.
-Pewnie że nie. Nikt z nas nie zabije ojca i nie poślubi matki.
Kilka osób uśmiecha się dyskretnie, kilka śmieje się całkiem głośno. Z mojej naiwności. Nie jestem zaskoczona. Właśnie takiej odpowiedzi i takiej reakcji oczekiwałam. Teraz kolej na mnie. Mówię, że uprościli. Nie dostrzegli, że bohater żył konwencjonalną wizją świata, w której dobro i zło są od siebie wyrażnie rozgraniczone. W jego świecie zbrodniarz jest zbrodniarzem, a sprawiedliwy sprawiedliwym. Jeden zasługuje na karę , drugi na nagrodę. Wystarczy tylko bardzo się starać, aby nie dotknęło nas żadne nieszczęście. I Edyp się stara, tylko te starania nie przynoszą zamierzonych efektów. Nie ma nagrody. Rzeczywistość wbrew oczekiwaniom bohatera okazuje swe Gorgonowe oblicze. Wizja spokojnego, bezpiecznego świata rozpada się i miażdży Edypa. Za późno zaczyna rozumieć , że świat nie jest taki oczywisty. Potrafi rozpaść się w jednej chwili, zostawiając przerażonych ludzi na ruinach ich dotychczasowej egzystencji.
Absolutna cisza. Słuchają.
-Jeśli ktoś z rodziny umiera, no tak na przykład, to świat tej rodziny się w jednej chwili rozpada. To Dawid. Z intonacji nie jestem w stanie wywnioskować, czy pyta, czy komentuje.
-Tak to możemy tłumaczyć- mówię i wyczuwam ich zainteresowanie.
-To jak u tego motocyklisty, co zginął w zeszły piątek - mówią o śmiertelnym wypadku, w którym zginął młody mieszkaniec naszego miasta.
- Jego rodzina też poczuła, że są tylko igraszkami, które popędza siła niezależna od nas- powtarzają moje słowa. Nie zaprzeczam.
Zrozumieli. Nie kryją zaskoczenia. Książki, nawet te bardzo stare ,objaśniają rzeczywistość jak najbardziej aktualną.
Nic nie mówię. Pozwalam im się zachłysnąć magią arcydzieła.
Tacy nauczyciele jak Ty powinni mieć specjalne przepustki do zdrowia. Ich miejsce jest bowiem przy młodych ludziach, którym potrzeba takich drogowskazów...
Dziś czytałam ponownie...
Historia Krzysia, który pomalował włosy i reakcja jego klasy spowodowała mój szczery uśmiech. Pierwszy tego dnia, bo moja mama jakby znów słabsza...
Małgośka, pozdrawiam cieplutko i dużo słoneczka posyłam.
Obawiam się, że sobie nie poradzą. Bo to trudny wiersz. I trzeba go filtrować przez własne doświadczenia, swoją wiedzę o życiu. A oni mają po 16 lat. I niewiele wiedzą o cierpieniu. Na szczęście. Ale dla mnie to wyzwanie, by mądre słowa Anny Kamieńskiej nie pozostały martwe, żeby ożyły w ich wyobrażni. Czytam głośno, najpiękniej jak potrafię. Daję czas na przemyślenia.
I radzą sobie zaskakująco dobrze.
- To wiersz o tym, jak trudno być szczęśliwym , kiedy się doświadczyło wielkiego cierpienia- Dawid mnie zaskakuje. Zaskakuje też siebie, bo nie wie, co zrobić z pochwałą, którą właśnie usłyszał.
-Bohater wiersza doświadczył niewyobrażalnego cierpienia. Przeżył śmierć bliskich. Teraz próbuje tworzyć swoje życie od nowa. Ale to dla niego trudne. Tamte przeżycia zostały w nim. Pozostawiły ślad.
- Cierpienie go zmieniło?- muszę zadać to pytanie, jest ważne. Ale oni sobie radzą. Wiedzą , że jest inny. Już nie cierpi, ale nie potrafi też być szczęśliwy. Mówią, że jest ostrożny i nie ufa życiu. Pozostał w nim strach.
-Życie czasami jest trudniejsze niż śmierć.
Nie chcę takiej puenty lekcji, chociaż w jakiś sposób zgadzam się z nimi . Jednak głośno mówię:
- Może inaczej podsumujemy ten wiersz. I mam za chwilę inne podsumowanie.
- Życie bywa trudne. i kiedy po wielkim bólu, przychodzi spokój i szczęście, to wcale nie znaczy, ze bilans z życia wyszedł nam na zero.
W tamtym życiu, przed chorobą, też miałam swoje zmartwienia. Kiedyś na przykład zważył mi się humor na tydzień albo i dłużej, bo dostałam za mały dodatek motywacyjny. I nawet nie chodziło mi o pieniądze, tylko o to krzywdzące poczucie niedocenienia. Przez dwie noce nie mogłam spokojnie zasnąć. Ciągle myślałam o tym, jak można było mnie tak niesprawiedliwie potraktować. Miałam też zmartwienie na targu w Afryce. Na wystawie małego sklepu zobaczyłam srebrny naszyjnik. Miałam wrażenie, ze mi się podoba. Weszłam do środka i obejrzałam chyba wszystko, co było w nim do obejrzenia, ale nic nie miałam chęci kupić. Wtedy właściciel, wyjątkowo powściągliwy, małomówny i nie nachalny , przyniósł z zaplecza dość duże pudełko. Jego wnętrze przypominało sezam- mój sezam. Podobało mi się wszystko, a najbardziej szeroko srebrna bransoletka. Cała grawerowana w ryby. Sprzedawca , pamiętając moje dotychczasowe niezdecydowanie, podgrzewał atmosferę, mówiąc, ze bransoletka nie jest na sprzedaż, że jest zamówiona przez właścicielkę ekskluzywnego sklepu z biżuterią w Mediolanie . A ja się rozpłakałam. Taka byłam nieszczęśliwa, zrozpaczona jak dziecko, któremu zabrano ulubiony cukierek.
Kiedyś nawet wściekłam się, bo złamałam paznokieć. Pilnie umówiłam się do manicurzystki, żeby dorobiła mi żelowy i wybawiła z tej strasznej sytuacji.
Tęsknię za tamtymi kłopotami.
Takie były mało kłopotliwe i łatwe do rozwiązania.
A może były tylko wprawkami przed tym, co miało nastąpić.
A może obecne są lekcją właściwej perspektywy, bo nigdy nie umiałam odróżnić tego, co naprawdę ważne od życiowych śmieci.
W lipcu 2011 roku pojechałaś ze mną do kościoła. To Ty płakałaś klęcząc przed figurą Matki Boskiej. Ja byłam zbyt przerażona.Przychodziłaś codziennie u mnie w szpitala. Przez 8 tygodni. Nosiłaś reklamówki z sokiem , owocami, wodą mineralną i kocim żarciem. Bo razem wymykałyśmy się , żeby karmić koty. Śmiałaś się, kiedy odkryłaś, że znam szyfr do drzwi prowadzących na oddział. Zdradził mi go pewien pacjent-stały bywalec- za dwa papierosy. Na stoliku obok mojego łózka postawiłaś wielki bukiet kwiatów i dałaś mi mp3,bo były moje szpitalne imieniny. Płakałyśmy razem w Twoim samochodzie, kiedy się okazało, ze przerzuty są nie tylko w płucach.Potem ja wysiadłam i poszłam na górę, a Ty pojechałaś się modlić pod paskiewiczowym krzyżem. Trzymałaś mnie za rękę, kiedy leżałam po którymś wlewie chemii i przez godzinę albo dłużej nic nie mówiłaś, bo wiedziałaś, że nawet słuchanie mnie męczy. Z moim zdjęciem pojechałaś do szpetunki. Kupiłaś mi na allegro torbę w prezencie urodzinowym, chociaż ja się upierałam, że już nie zdążę jej ponosić. Zapewniałaś, że uwielbiasz mojego Doktora F.
Od kilku miesięcy nie pytasz, kiedy jadę na tomograf.
Nie masz dla mnie czasu.
Stąpasz twardo po ziemi, prowadząc swój nowy biznes.
Ja też jestem zajęta. Przylepiam plasterki na serce.
[ Dodano: 2013-11-10, 20:11 ]
Przepraszam.
Powinno być: Przychodziłaś codziennie do mnie do szpitala.
Pozdrawiam Wszystkich zaglądających.
Ja też zaglądam chociaż mało efektywnie.
Się ogarniam.
Nie musisz się ogarniać. Wielbimy Cię nieogarniętą i ogarniętą, nieszczęśliwą i szczęśliwą, smutną i uśmiechniętą... po prostu naszą Małgośkę. I chociaż wiem, że nie zawsze i nie wszędzie jest na miejscu taka czułość, to mimo wszystko
Nie musisz się ogarniać. Wielbimy Cię nieogarniętą i ogarniętą
O to właśnie, co to za bzdura, że zawsze trzeba być ogarniętym!
Mój najmniej ulubiony (bo nazbyt szczwany!) królik trąca mnie właśnie nosem w nogę - przesyła wąsate pozdrowienia dla Małgośki!
_________________ Don't worry. Don't be afraid, ever...
Because this is just a ride.
-I kiedy sąsiadka z 4 piętra tłumaczy sąsiadowi z 3, że te koty pod szpitalem trzeba natychmiast zlikwidować, bo ptaki wyjadają z pojemników kocie żarcie,a potem nadlatują i "obsrywają" jej balkon
- I kiedy drobny blondynek w okularach, uczeń pierwszej klasy średniej szkoły mówi na lekcji z bardzo poważną miną, że miłość wymyślili scenarzyści, bo bez niej nie istniałby żaden serial
- I kiedy szanowany biznesmen nie chce zatrudnić A, bo uważa, że on wykorzystuje moją chorobę, żeby dostać pracę
-I kiedy przyjaciółka J mówi mi, że dobrze wyglądam,a ja zamiast się cieszyć,wieczorem nie mogę zasnąć,bo niedługo mam komisję w ZUS-ie i obawiam się,że ten wygląd mi zaszkodzi i nie przedłużą mi renty
-I kiedy słyszę, że biorąc kredyt ,powinnam była pomyśleć, że mogę zachorować na raka,stracić pracę i mieć problemy ze spłatą rat
-I kiedy czytam historię dziewczyny i jej współczuję, i żal mi jej rodziny, a potem dowiaduję się, że ona tylko udaje chorą, bo takie ma "hobby"
To myślę sobie, że świat stanął na głowie, a ja szybciutko zrobię szpagat i razem wystąpimy w "Mam talent".
Olu i Miss buziaki.
Ogarniam sprawy urzędowe, a one muszą być ogarnięte, nawet wtedy, gdy ja nie jestem.
Nie dostałam L4 od życia, nikt nie powiedział, żebym się skupiła tylko na chorowaniu, a może lepiej zdrowieniu. Dlatego próbuję adoptować zobowiązania ze starego życia do możliwości finansowych z nowego. Ma to swoje dobre strony. Nie mam czasu myśleć o chorobie. Przypomina mi o niej tylko ból biodra i czasami duszności.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum