Witajcie
Niedzielna minęła spokojnie. Całe popołudnie spędziłam nad jeziorem (piknik). Było fajnie.
Dziś natomiast miałam płaczliwy dzień. Już z rana obudziłam się zapłakana, śnił mnie się tata. Był to bardzo króciutki sen:
Stałam na przystanku autobusowym obok bloku rodziców. Czekałam na autobus (?), za mną stała mama i babcia. Podjechał autobus, z którego zaczęło wychodzić kilka osób, patrzę a na końcu wychodzi mój tata
Był uśmiechnięty. Zauważyłam, że miał jakieś inne buty, takie jakie lubił nosić tata mojego taty czyli mój zmarły dziadek oraz na głowie miał czarny kapelusz (nigdy nie nosił kapelusza).
Kiedy wyszedł z autobusu podszedł do mnie pocałował mnie i przytulił. Nic nie mówił ale oboje byliśmy uśmiechnięci, stęsknieni i szczęśliwi.
Następnie tata podszedł do mamy .... i obudziłam się
cała zalana łzami
Już dawno nie śnił mnie się tata i po dzisiejszym śnie czułam się źle tzn. sen był taki króciutki i tylko tak przez małą chwilę "dano mnie być z tatą" , że poczułam przeogromną tęsknotę i taką wielką chęć tatę ponownie przytulić
ale nie mogę ... Tęsknię !!! Kocham Cię tato ...
Po południu pojechałam do kina, obejrzeć film "Nad życie", łzy leciały strumieniami
w pewnym momencie pomyślałam, że wyjdę z sali, bo czułam, że ludzie będą bardziej patrzeć na mnie niż na film ale dałam radę obejrzeć do końca, ciężko było, kartonik chusteczek zużyty ...
A przed chwileczką wróciłam z cmentarza od taty ...