Bo wszystkie Mańki to cudowne stworzenia
Idąc na spotkanie z Tobą nawet nie pomyślałam, że oprócz rakowej więzi, łączy nas stwór o tym samym imieniu. Co prawda inny gatunek, ale więź jest!
Tak sobie myślę, że tylko naszym kochanym zwierzakom jest obojętna łysa głowa i dodatkowe 10 kilo. Ich oczy i tak zawsze uśmiechają się na nasz widok.
Pozdrów wszystkie swoje koty!
Telefon robi : pik pik. Odbieram sms-a. To wiadomość od Niej. Jest już w domu. Dostała krew. Teraz tylko bolą ją ręce.Życzy mi, żebym spała dobrze. Na razie nic z tego. Nie śpię. Myślę o Niej - mojej przyjaciółce poznanej pod gabinetem nr 8. Przewijam w głowie taśmę, na której zapisana jest nasza znajomość. Najpierw było konwencjonalnie:
-Pani tu od dawna przyjeżdża?
-A skąd pani jest, jeśli to nie tajemnica?
Na szczęście szybko wyszłyśmy poza schemat. W wyniku obustronnych starań nastała era telefonów. Przegadałam z Nią całą jesień, zimę i wiosnę. O wszystkim. Było o domu, pracy, jej dzieciach. No i o naszych chorobach. Najszczerzej jak można, bez wewnętrznej cenzury, bez kalkulowania czy mogę powiedzieć, czy nie.
Przy Niej mogę być smutna, mogę nawet mieć doła, tak głębokiego jak Rów Mariański. Ona ma licencję na zasypywanie takich dołów. Raz dwa, parę słów i już jest lepiej. Działa to w obie strony. Wtedy kiedy trzeba, głaszczę słowami i przepędzam jej smuteczki.
Mała dwuosobowa grupa wsparcia.
Teraz też nie mogę Jej zawiść. Piszę: "Kiedy Cię zobaczyłam pierwszy raz na Roentgena, byłaś jak egzotyczny kolorowy ptak. Taka nieoczywista w tym miejscu, taka niezwykła. Poradzisz sobie, nie jesteś sama. Cały czas myślami jestem przy Tobie".
Brakuje mi Jej głosu. Ale teraz widocznie nastał czas pisania.
Telefon robi: pik pik. To sms od Niej.
Dawno temu, za czasów mojego dzieciństwa, niedziele miały swój niezwykły rytm. Wszyscy wstawali póżno i celebrowali bez niepotrzebnego pośpiechu śniadanie. Niedzielne nie różniły się od siebie: zawsze kakao , jajecznica i chleb z masłem. Póżniej ojciec brał się za czytanie gazet, babcia gotowała rosół, a my z mamą szłyśmy na spacer do parku albo na groblę prowadzącą do podmiejskiego lasku. Nikt się nie spieszył, nikt nie miał nic pilnego do zrobienia. Do tej pory wspominamy taką niedzielę, tuż przed świętami, kiedy mama ukradkiem próbowała przetrzeć od wewnątrz jedną okienną szybę. Babcia zawrzała świętym oburzeniem. Nie było nawet o tym mowy. Niedziela była po to, aby złapać oddech i wypocząć przed nowym tygodniem,żeby pobyć z rodziną i ze sobą. Był rytuał i był święty.Wszyscy tego przestrzegali a najbardziej babcia.
Babci nie ma z nami od dawna. Czasy tez się zmieniły.W swoim dorosłym, samodzielnym życiu przez wiele lat nie udało mi się powtórzyć niedziel z dzieciństwa. Były takie lata,że pracowałam w niedziele ( w soboty i pozostałe dni tygodnia też). Były takie lata,że dokształcałam się w niedziele i soboty(po całym tygodniu pracy). W innych latach niedziela była zawsze na nadrabianie zaległości z tygodnia (i to zarówno tych służbowych jak i prywatnych). Mama próbowała interweniować:
-Dziewczyno nie lataj tak, odpocznij. Niestety nie miała babcinej siły przebicia.
Brakowało czasu na wyciszenie.
Brakowało czasu na wszystko.
Dlatego starałam się dogonić czas, a nawet przegonić.
Wtedy mi się to nie udawało.
Dopiero choroba spowodowała,że przestałam się ścigać. Historia zatoczyła koło. Znów w niedzielę mamy swoje świąteczne rytuały. Wstajemy powoli, celebrujemy chwile. Czytamy, rozmawiamy,razem jemy obiad.
Musiałam zachorować, żeby zwolnić. Szkoda, że tak póżno.
A może lepiej pózno niż wcale.
Gdyby przyszło Ci do głowy napisać książkę, to ją kupię na pewno. A nawet 5 sztuk od razu! I przeczytam jednym tchem... A później drugim i trzecim. A później kupię jeszcze 10 i będę dawać znajomym w prezencie, chwaląc się, że znam tą Panią.
Więc może zacznij już pisać, bo tak mnie ciekawi co napiszesz następnego dnia, że czekam i czekam i doczekać się nie mogę
A jasne Paniusu. Z 10 egzemplarzy kupiłby jeszcze moje koleżanki i rodzina. 25 sprzedanych książek. W taki biznes nie wejdzie żadne wydawnictwo.
Poza tym czekam, kiedy TY zaczniesz pisać.
I obym doczekała.
Dziękuję,że komentujesz. Bardzo się cieszę, kiedy ktoś zechce napisać choć słowo. Na Ciebie mogę liczyć moja wierna recenzentko.
Buziak
A jasne Paniusu. (...) W taki biznes nie wejdzie żadne wydawnictwo.
Nie chcę żeby wyszło znów nachalnie, bo skandowanie: "małgośka, małgośka, małgośka" już było...
Ale może chociaż machniesz coś większego i wkleisz adres (o blogu nie wspominam, bo mnie zaraz kopniesz w lewą kostkę [mam zgrabniejszą ]) jakiegoś PyDyeFa? Bądź Łorda?
Mi jest za krótko (po) tych kilka (dziesiąt) linijek!!!
_________________ „Żółw musi być aż tak twardy, bo jest aż tak miękki”. St.J.Lec
Lider czerwonej kreski./Kuba Wojewódzki (tego forum).
Justysiu i Jo-a bardzo Wam dziękuję. A postawiona przez jo-a( nie wiem, czy można odmieniać)pod ścianą ,powinnam się do czegoś przyznać. Myślałam od jakiegoś czasu o pisaniu. I nieopatrznie powiedziałam o tym głośno w domu. Mama najpierw się zasępiła, chwilę pomyślała i powiedział:
-Smutnych czasów dożyłam. Mało kto czyta książki, za to większości się wydaje, że potrafi je pisać.
Przełknęłam.
Mama jest staroświecka (rocznik 1928) i ma wielki szacunek do literatury. Zawsze byłyśmy i jesteśmy mocno związane ze sobą. Liczę się bardzo z jej opinią.
Do dzisiaj nie wiedziała, ze" klecę" na forum.
Teraz już wie.
Małgosiu nas - czytaczy jest więcej ksiązek sprzedałabyś już conajmniej 27. Twój kciuk jest pierwszym wątkiem, który sprawdzam jak loguje się na forum. Nie piszę bo nie chcę zakłócać nastroju w jaki mnie wprowadzają Twoje wpisy. Ale jestem tu niezmiennie zaczytana
Przeczytałam mamie wczorajszy wpis.
- Więc ty z dzieciństwa pamiętasz najbardziej smak niedzielnego kakao?
-Nie. Kompotu rabarbarowego - odpowiadam po chwili i próbuję jej przypomnieć tamten 1 maj 1973 albo 1974 roku. Ona nie pamięta. A ja tak. Moja pamięć przechowała jego wspomnienie przez 30 lat.
Jest po pochodzie, ale w mieście słychać jeszcze muzykę z głośników. Na placu obok muszli koncertowej kręci się karuzela i diabelski młyn.Wracam z koleżankami do domu. Jestem w harcerskim mundurku i obowiązkowo białych podkolanówkach. Jest ciepło. Stajemy w kolejce po lody.Kolejka długa, bo to jedyna budka w mieście. Do wyboru dwa smaki:owocowy i śmietankowy. Wydaję na lody 2 zł, które dostałam od mamy. Teraz bym się czegoś napiła,ale nie mam pieniędzy. Wracam do domu przez osiedle. Przyglądam się nowym, białym tenisówkom i marzę o kubku zimnej wody.Takiej prosto z kranu. W domu niespodzianka. Rzeczywistość przerosła marzenia. Dostaję od babci szklankę kompotu rabarbarowego. To jego smak pamiętam do dziś.
W tamtych czasach, kiedy robiło się ciepło, babcia gotowała duży garnek kompotu z owoców, które akurat były dostępne na pobliskim ryneczku. Ten ryneczek był żródłem zaopatrzenia dla naszej rodziny. Babcia znała tu wszystkich i miała swoje panie. Od jednej kupowała sery i mleko, u innej jaja. Od ogrodniczki z Drozdowa warzywa i owoce . I to one stanowiły podstawę naszej diety. Babcia gotowała tak, jak ją nauczyły jej matka i jej babcia. Miało być smacznie i oszczędnie. Dlatego mięso było nie częściej niż dwa razy w tygodniu, bo inaczej byłaby to niepotrzebna rozrzutność. Jedliśmy pierogi z jagodami, naleśniki z serem lub owocami, chrupiące racuszki z młodych ziemniaków albo bigos z lipcowej kapusty. Nawet desery babcia robiła sama. Pamiętam kisiel przygotowywany ze świeżych owoców z dodatkiem mąki ziemniaczanej albo kawę zbożową, która w upalny dzień smakowała najlepiej na świecie.
My dzieci wynosiliśmy na podwórko łakocie. Tam, koło trzepaka, zawsze smakowały najlepiej. Nie dostawałam jednak herbatniczków z tłuszczami trans,tylko chleb zwilżony wodą i posypany cukrem albo kromkę chleba posmarowaną masłem i obłożoną grubymi plastrami rzodkiewki.
O tym babcinym gotowaniu, przypomniałam sobie, kiedy w początkach choroby czytałam "Antyraka". Bez dzisiejszej wiedzy o dietach, babcia karmiła nas zdrowo.
A może inaczej. Miała wiedzę, ale to była mądrość pokoleń a nie wujka google.
Bardzo dziękuję wszystkim, którzy znajdują czas i chęci, żeby czytać. A komentarze Wasze(Lidio,Zoju, Kasico i Rich) to miód na serce, taki miód z najlepszej podlaskiej pasieki.
Buziak
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum