1. Link do strony z możliwością wsparcia forum:
https://pomagam.pl/forumdss_2020_22

2. Konta nowych użytkowników są aktywowane przez Administrację
(linki aktywacyjne nie działają) - zwykle w ciągu ok. 24 ÷ 48 h.

DUM SPIRO-SPERO Forum Onkologiczne Strona Główna

Logo Forum Onkologicznego DUM SPIRO-SPERO
Forum jest cz?ci? Fundacji Onkologicznej | przejdź do witryny Fundacji

Czat Mapa forum Formularz kontaktowyFormularz kontaktowy FAQFAQ
 SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  AlbumAlbum
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj

Poprzedni temat :: Następny temat
Przesunięty przez: absenteeism
2013-10-12, 13:32
Rak głowy trzustki z przerzutami do kręgosłupa
Autor Wiadomość
ewa67 



Dołączyła: 30 Wrz 2013
Posty: 101
Skąd: Wa-wa,Frankfurt
Pomogła: 33 razy

 #16  Wysłany: 2013-10-07, 20:25  


Tronca,kibicuję Twojemu tacie z całego serca ale bądz z nim,w kazdej godzinie,minucie,zorganizujcie dyżury zeby nie był samotny.My podczas trzytygodniowej chemii tylko nocowalimy w domu,od 5 września mieszkaliśmy w szpitalu za pozwoleniem lekarza,nie zabranialiśmy mu niczego bo i cóż już bardziej mogło mu zaszkodzić? dla mnie tegoroczne wakacje były niepowtarzalne,nigdy nie byłam z tatą tak blisko jak wtedy...wspomnienia zachowam w sercu do konca życia.I te cierpiące oczy i nieprzespane noce...i to jak bardzo chciał wrócić do ukochanego domu,obiecałam mu że wróci.........i wrócił......
_________________
Dla mnie to nic. Nowe milenium, nowy wiek czy nowy rok. Dla mnie to jeszcze kolejny dzień, kolejna noc. Słońce, księżyc, gwiazdy pozostaną te same...
 
Agnese 



Dołączyła: 21 Maj 2013
Posty: 200
Pomogła: 78 razy

 #17  Wysłany: 2013-10-08, 09:19  


Ewunia, przeczytałam wczoraj Twoją historię i tym bardziej Cię rozumiem i mocno przytulam. ::rose:: ::rose:: ::rose::
_________________
Agnieszka
 
ewa67 



Dołączyła: 30 Wrz 2013
Posty: 101
Skąd: Wa-wa,Frankfurt
Pomogła: 33 razy

 #18  Wysłany: 2013-10-08, 16:02  


Dziękuję Agnieszko... :heart:
_________________
Dla mnie to nic. Nowe milenium, nowy wiek czy nowy rok. Dla mnie to jeszcze kolejny dzień, kolejna noc. Słońce, księżyc, gwiazdy pozostaną te same...
 
tronca33 


Dołączyła: 02 Cze 2013
Posty: 300
Pomogła: 27 razy

 #19  Wysłany: 2013-10-08, 16:22  


Ja to az sie boje czytac historie innych forumowiczow bo najgorsze to to ze koniec jest zawsze tak samo smutny :uuu:
Ale czytam wszystko aby byc przygotowana na kazda ewentualnosc..Ale wiem ze my wygramy i bedziemy w tych 2% :lol:
Pozdrawiam was dziewczyny i posylam wam pozytywna energie.... :tull:
 
ewa67 



Dołączyła: 30 Wrz 2013
Posty: 101
Skąd: Wa-wa,Frankfurt
Pomogła: 33 razy

 #20  Wysłany: 2013-10-08, 16:51  


Tronca ja tez wierzę w to głęboko,bo w końcu Wiara czyni cuda a źródłem życia jest miłość,która pokona każde cierpienie!!!!!!!
:heart:
_________________
Dla mnie to nic. Nowe milenium, nowy wiek czy nowy rok. Dla mnie to jeszcze kolejny dzień, kolejna noc. Słońce, księżyc, gwiazdy pozostaną te same...
 
Iwonka1 


Dołączyła: 19 Cze 2013
Posty: 170
Pomogła: 35 razy

 #21  Wysłany: 2013-10-08, 23:38  


Ewa, przeczytałam Twoją historię, możesz zajrzeć do mojej. Ja cały czas mam nadzieję, u nas to nowotwór trzonu i ogona trzustki. Tata po dwóch operacjach i obecnie na chemii gemzarem, którą o dziwo znosi naprawdę dobrze. Zakończyliśmy dziś drugi cykl. Przed nami cztery. Wspominacie tutaj też wątek Grażki. Dziwne... bo również próbowałam skontaktować się na priv, jeszcze w maju, gdy decydowały się losy i było dramatycznie, który szpital, lekarz itd.... nie otrzymałam odpowiedzi, a szkoda, bo historia Grażki i jej męża dodawała tyle otuchy i optymizmu.... przykro mi Ewa, że Tata przegrał, ale jest wygrany dzięki temu jaką ma rodzinę i CÓRKĘ. Jestem tego pewna. Ściskam Cię mocno. Dużo siły życzę, sama tak bardzo jej potrzebuję....
 
ewa67 



Dołączyła: 30 Wrz 2013
Posty: 101
Skąd: Wa-wa,Frankfurt
Pomogła: 33 razy

 #22  Wysłany: 2013-10-11, 18:33  


Przypomniało mi się jeszcze coś, w trakcie choroby mama poobcinała tacie ściągacze od skarpet i wszelkie gumki od bielizny, z paska od spodni zrezygnował na rzecz szelek, nosił coraz luźniejsze spodnie, po pierwsze że chudł a po drugie chciał mieć luźno w pasie.
Nie wiem, czy u Waszych chorych też tak było? Co było powodem, nie wiecie? Tronca chyba też o tym pisała.
_________________
Dla mnie to nic. Nowe milenium, nowy wiek czy nowy rok. Dla mnie to jeszcze kolejny dzień, kolejna noc. Słońce, księżyc, gwiazdy pozostaną te same...
 
tronca33 


Dołączyła: 02 Cze 2013
Posty: 300
Pomogła: 27 razy

 #23  Wysłany: 2013-10-11, 19:24  


Ewa mój tata od początku miał takie bóle że nawet go gumka w majtkach ugniatała.To zanim jeszcze stwierdzono co mu jest. Ale zawsze czuł jakąś obręcz bolącą brzucha. Teraz też nosi szelki bo wszystko mu spada i pasek już nie trzyma. Wiec kupiliśmy mu modne fajne szelki i jest bardzo zadowolony.
Powiem tylko ze ojciec nosił zawsze rozmiar XL dziś ma M bo takie mu dresy ostatnio kupiłam.
Co do gumek to nadal ich nie ma bo po 2 operacjach bardziej go uwierały.
A co do skarpet to nie ma żadnych problemów jak na razie z nogami. I niech tak zostanie.
Pozdrawiam.
 
ewa67 



Dołączyła: 30 Wrz 2013
Posty: 101
Skąd: Wa-wa,Frankfurt
Pomogła: 33 razy

 #24  Wysłany: 2013-10-12, 09:41  


Nie chce odbierać nikomu nadzieji ale dzisiaj minął pierwszy miesiąc od śmierci mojego taty.…[*]
"Moje serce poszło z Tobą,
moja dusza, moje myśli,
radość, śmiech i spełnienie.
To wszystko poszło razem z Tobą,
Tylko ja nie mogłam iść..."
_________________
Dla mnie to nic. Nowe milenium, nowy wiek czy nowy rok. Dla mnie to jeszcze kolejny dzień, kolejna noc. Słońce, księżyc, gwiazdy pozostaną te same...
 
Lidia Bieńkowska 
PRZYJACIEL Forum



Dołączyła: 20 Kwi 2013
Posty: 1456
Skąd: Warszawa
Pomogła: 193 razy

 #25  Wysłany: 2013-10-12, 10:03  


ewa67, jestem z Tobą myślami.
_________________
Lidia
Nauczmy się kochać ludzi....bo tak szybko odchodzą.
 
Agnese 



Dołączyła: 21 Maj 2013
Posty: 200
Pomogła: 78 razy

 #26  Wysłany: 2013-10-12, 10:44  


Ewcia, u nas też już niedługo miesiąc minie...[*] Czuję taką straszną pustkę, bo rozmawiałyśmy z Ciocią codziennie po kilka razy, a w ciągu Jej choroby przebywałyśmy ze sobą prawie non stop...
Odnośnie Twojego zapytania: w ostatnim tygodniu choroby Ciocia narzekała na ucisk pod żebrami, a że była już splątana i nie bardzo pamiętała, co się z Nią dzieje, mówiła, że założyli Jej na brzuch jakąś strasznie ciasną opaskę. Zdaje się, że guz lub naciek uciskał nerwy trzewne.
_________________
Agnieszka
 
Lucy37 


Dołączyła: 15 Lis 2012
Posty: 343
Pomogła: 84 razy

 #27  Wysłany: 2013-10-12, 10:52  


"Miłość na śmierć nie umiera..."
Ks. J. Twardowski. (ten od biedronek, jak mówiła moja Mama).
 
Agnese 



Dołączyła: 21 Maj 2013
Posty: 200
Pomogła: 78 razy

 #28  Wysłany: 2013-10-12, 10:54  


Kolejne piękne słowa wspaniałego Człowieka...
_________________
Agnieszka
 
absenteeism 
Administrator



Dołączyła: 14 Paź 2009
Posty: 13332
Skąd: Łódź
Pomogła: 9431 razy

 #29  Wysłany: 2013-10-12, 13:33  


Ponieważ wątek nie zawiera praktycznie merytorycznych informacji dot. choroby i leczenia, a służy wzajemnym rozmowom i wspieraniu, zostaje przeniesiony do działu Tu trzymamy kciuki, gdzie może być swobodnie kontynuowany.
Administrator
_________________
 
Karola1980 


Dołączyła: 12 Paź 2013
Posty: 1
Pomogła: 1 raz

 #30  Wysłany: 2013-10-12, 23:34  Kochani,


Kiedy 18 miesięcy temu zdiagnozowano u mojego Taty guza głowy trzustki, przeczytałam tysiące postów na temat Waszych doświadczeń, stanów, przeżyć emocjonalnych związanych z walką z rakiem. Byłam cichym użytkowanikiem forum.
Dziś, dwa dni po śmierci mojego kochanego Taty - sześćdziesięciodwulatka - czuję, że muszę coś napisać.
W momencie otrzymania diagnozy czuliśmy, jakbyśmy otrzymali wyrok. Nieoperacyjny guz głowy trzustki. Dobrze wiedzieliśmy, co to oznacza w dłuższej perspektywie. Tata postanowił nie składać broni i walczyć, mama organizacyjnie i leczniczo zrobić co się da, a ja spędzać razem z Tatą jak najwięcej czasu.
Ponieważ wcześniej nikt w naszej rodzinie nie chorował, nie bardzo wiedzieliśmy jak podejść do tematu, komu zaufać w kwestii wyboru sposobu „leczenia”. Trafiliśmy na Arkońskiej na lekarza, który wzbudził zaufanie wiedzą, spokojem, podejściem do pacjenta i świetnymi opiniami internetowymi. Tyle tylko, że po sześciu tygodniach lekarz już w naszym mieście nie pracował. Dalej po omacku, ale szczęśliwie „wylądowaliśmy” w innym szpitalu, na Pomorzanach w Szczecinie. Samo „leczenie” chemią przebiegało wg składnego toku, który wytyczyła nam doktor. Sądzę, że gdyby nie ta Pani, Tato żyłby znacznie krócej. Choć 14 sesji chemii wyniszczyło jego organizm totalnie (brak czucia w stopach i nodze aż do kolana, brak czucia w dłoniach, pogorszone widzenie i słuch), Tata dzielnie je znosił. Na niektóre jeździł samodzielnie do szpitala. Zawiązał kilka fantastycznych znajomości z innymi pacjentami. Między chemiami, kiedy miał jeszcze stosunkowo dużo siły, chodziliśmy na wspólne spacery. Rano przyjeżdżałam na śniadania, wychodziłam z pracy, żebyśmy mogli wspólnie wypić w południe kawę i porozmawiać na tematy niezwiązane z chorobą. Na tyle, na ile było to możliwe, staraliśmy sie chorobę ignorować.
W ciągu 18 miesięcy Tata przebył kilka zabiegów i operacji. Spędził w szpitalu 1/6 czasu. Pomimo tego, że wyniki bywały różne (na początku chemii całkiem niezłe, potem już tylko gorsze), Tata i my wszyscy wierzyliśmy, że nastanie cud. Ale podświadomie rozchodziło się wyłącznie o to, ile zostało nam czasu. Nikt nie znał odpowiedzi, więc postanowiłam go maksymalnie z Tatą wykorzystać. Staraliśmy się z uwagą celebrować święta i okazje rodzinne. Piekliśmy wspólnie torty, stroiliśmy stoły, leżeliśmy na kanapie i gadaliśmy godzinami. W tych chwilach dobrego zapomnienia momentami chwytaliśmy przedchorobowej normalności.
Choć czasem się wewnętrznie buntowałam, że nie mam siły, że może Tata powinien być większym optymistą, że zaniedbuję męża, Mamę i przyjaciół, to w głębi czułam, że tego właśnie chcę, skupić się na Nim, przelewać miłość i tyle dobrej energii, ile zdołam i do kiedy będzie mi to dane. Zdarzało się nam na siebie krzyczeć, wspólnie płakać, powiedzieć gorzkie słowa – tak, to również wycinek naszego wspólnie spędzonego czasu. Czy załuję? Nie, bo życie miewa różnorodne barwy, smakuje słodko i gorzko i takim je przyjęliśmy.
Często rozmyślałam, jak to będzie, kiedy Tata zaniemoże, jak sobie poradzimy z „dyżurami”, zastrzykami i opieką nad Tatą leżącym. W tej materii nie mam doświadczenia, ponieważ stan beznadziejny trwał dokładnie dobę.
Tata bardzo długo był w świetnej kondycji. Sytauacja uległa zmianie, gdy założono mu dren. Wraz z drenem przyplątała się jakaś bakteria. Od tego momentu rozwijał się stan zapalny, z którym lekarze nie byli w stanie lub nie mogli sobie poradzić. Przez ostatnich dziewięć dni życia bardzo bolała go okolica wątroby. To szalał stan zapalny, ale pewnie i przerzuty dawały swoje oznaki. Tato wymiotował, coraz mniej siusiał, nie chciał jeść. Ponieważ wystapił problem z drenem (żółć wypływała bokiem, a nie przez dren) zgłosilismy się do szpitala, odmówiono nam przyjęcia bez skierowania. Wróciliśmy do domu. Po tym jak lekarz rodzinny wystawił skierowanie, Tata nie był w stanie już sam się ubarć, usiąść, wstać. Pogotowie zabrało Tatę, lekarze zrobili operację wymiany drenu. Wieczorem 09.10.2013 byłyśmy z mamą i rozmawiałyśmy z Nim. Był przytomny, ale po tzw. głupim jasiu. Oczy mu błądziły, był zmęczony. Ostatnie słowa, które do nas wypowiedział: „Dziewczynki, idźcie już do domu.”
Poszłyśmy z nadzieją, że rano będzie lepiej. Kiedy weszłam do szpitalnej sali o 09.00 dnia następnego, z Tatą nie był kontaktu ani werbalnego, ani niewerbalnego. Wtedy lekarze poinformowali nas o niewydolności nerek, postępującym zatruciu organizmu, które miało prowadzić do spowolnienia krążenia, a w konsekwencji do zatrzymania pracy serca.
Byłyśmy z Tatulkiem przez 13 godzin. Trzymałyśmy go za ręce, gładziłyśmy, przytulałyśmy, mówiłyśmy. Czy nas słyszał? Nie wiem. Sądzę, że tak, bo kiedy ksiądz przyszedł na ostatnie namaszczenie, łzy płynęły mu z oczu, kiedy mówiłam, że bardzo go z Bratem kochamy, łzy płynęły mu z oczu, gdy Mama szeptała do niego czule, łzy płynęły mu z oczu.
Podając środki przeciwbólowe lekarze zadbali o to, by nie cierpiał fizycznie. Pielęgniarki w ostatniej godzinie naszego wspólnego bycia, zadbały o oddzielną salę, by stworzyć choć namiastkę intymności. Byliśmy tylko my, mnóstwo miłości, ciepła, czułości i spokoju. Tata odchodził niesamowicie spokojnie, płakał z nami, nie chciał iść. My też nie chciałyśmy go puścić. Stało się inaczej.
Czy mam żal? Oczywiście, jak każdy. Nigdy nie zapomnę jednak strachu, który mnie wypełnił 18 miesięcy temu. Nie warto się bać, tracić energię i czas na lęk, warto wciąż budować i pielęgnować relacje, podsycać optymizm i skupić się na tym, co najważniejsze – na drugim człowieku.
Kochałam Cię Tato, kocham i kochać będę. Kaja.
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  


logo

Statystki wizyt z innych stron
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group